Scenariusz pisany na kolanie, szczątkowy dramatyzm, ulotne napięcie to największe bolączki "Nie otwieraj oczu". Filmu nie jest w stanie uratować nawet gwiazdorska obsada.
Niestety najnowszy film sygnowanym logiem Netflixa z gwiazdorską obsadą jest słaby. Szkoda, bo widać że budżet był na poziomie. W końcu zatrudniono osoby o znanych nazwiskach jak Bullock, Malkovich, Paulson , Rhodes. Pieniądze znalazły się również na scenografię i przyzwoite efekty, bo film prezentuję się naprawdę dobrze, ale co z tego jak pieniędzy najwyraźniej zabrakło na lepszy scenariusz. Czyli na fundament, jeśli chodzi o kino gatunkowe o tematyce postapo.
Na samym wstępie, jak to bywa w tego typu produkcjach post-apokaliptycznych, zostajemy wprowadzeni w normalne życie głównej bohaterki (Sandra Bullock), na którą w najmniej oczekiwanym momencie spada apokalipsa. W "Nie otwieraj oczu" apokalipsą jest tajemnicza siła która pcha ludzi do popełniania samobójstw, i jedyne, co może ocalić ludzkość to, jak sugeruje polski tytuł… nieotwieranie oczu. Akcja się zawiązuje, bohaterowie tłoczą się na małej przestrzeni, napięcie rośnie, bohaterowie umierają… a my dostajemy więcej pytań niż odpowiedzi. Znacie to? Powinniście znać, wałkowane wielokrotnie przez twórców filmów i seriali. W "Nie otwieraj oczu" niestety z kiepskim skutkiem.
Scenariusz pisany na kolanie, szczątkowy dramatyzm, ulotne napięcie to największe bolączki "Nie otwieraj oczu". Filmu nie jest w stanie uratować nawet gwiazdorska obsada. W myśl powiedzenia i z pustego i Salomon nie naleje.
Scenarzystę Erica Heisserera jak przypuszczam dosięgła filmowa apokalipsa i do pisania scenariusza usiadł z opaską na oczach. Dziwi spadek formy po naprawdę dobrym, napisanym przez niego scenariuszu do "Nowego początku". Niestety w "Nie otwieraj oczu" bohaterowie są płascy jak tektura, dialogi drętwe, a niektóre rozwiązania fabularne zwyczajnie głupie i idące na łatwiznę. No cóż nie każdy film musi być sukcesem, możliwe że materiał źródłowy nie był doskonały. Książki niestety nie czytałem i nie potrafię odnieść się do różnić czy podobieństw między filmem a papierowym pierwowzorem.
"Nie otwieraj oczu" nie broni się również jako film rozrywkowy ponieważ po kilkunastu minutach zaczyna nudzić. Po ciekawym i emocjonującym początku napięcie spada a fabuła robi się przewidywalna.
Przed wyłączeniem telewizora powstrzymywała mnie ciekawość dotycząca motywu apokalipsy. Twórcy jednak i tutaj wyłożyli się koncertowo, ponieważ zupełnie nie byli zainteresowani uchyleniem rąbka tajemnicy czy też rozbudową tego wątku. Posłużyli się nim instrumentalnie i użyli go wyłącznie jako typowego straszaka, serwując nam sceny akcji rodem ze "Zdarzenia" pana M. Night Shyamalana. I tak bohaterów atakują cień, liście na wietrze lub opętani wariaci.
Niestety na Netflixie polecam wam wybór innego filmu, bo ten najlepiej oglądać z opaską na oczach. Zmarnowany potencjał.