Recenzja filmu

Lost River (2014)
Ryan Gosling
Christina Hendricks
Iain De Caestecker

Słabe punkty

"Lost river" nie powstałoby zapewne, gdyby nie znane nazwisko autora. Za fasadą odniesień i inspiracji nie kryje się bowiem nic, co zapewniłoby mu miejsce w zbiorowej pamięci.
Na polskich plakatach reżyserskiego debiutu Ryana Goslinga widnieje hasło "Bohaterowie Miasteczka Twin Peaks w świecie Drive". O ile takim sloganom rzadko można wierzyć, to w tym przypadku oddają one sedno filmu. Debiutujący po drugiej stronie kamery aktor sięgnął bowiem po inspiracje  do twórców uznanych i wyrazistych, wśród rozpoznawalnych rozwiązań gubiąc jednak osobisty głos.


"Lost River" zabiera widza w balansującą na granicy jawy i snu podróż przez współczesne Detroit. W tym na wpół realnym świecie ubóstwo przenika się z grozą a strach z perwersją. Billy (Christina Hendricks) próbuje związać koniec z końcem, by utrzymać siebie i swoich dwóch synów oraz nie dopuścić do zniszczenia domu, w którym się wychowali . Bones (Iain De Caestecker) – starszy z rodzeństwa zajmuje się pozyskiwaniem miedzi z opuszczonych domów, czym ściąga na siebie uwagę Bully'ego (Matt Smith) brutalnego przestępcy, który uważa, że miasto należy do niego.


Film Goslinga zarówno w warstwie fabularnej jak i audiowizualnej wydawać się może znajomy. Estetyka Davida Lyncha oraz typowa dla niego technika tworzenia niespodziewanych, zaskakujących i na swój sposób dziwacznych scen połączona zostaje tu z retro nastrojem z "Drive" Refna, w którym Gosling grał główną rolę. Z tym ostatnim filmem kojarzy się także elektroniczna muzyka Johnny'ego Jewela, budująca specyficzny klimat produkcji. Za zdjęcia w "Lost River" odpowiedzialny jest z kolei Benoît Debie, który pracował z Gasparem Noé przy "Nieodwracalnym" i "Wkraczając w pustkę" czy z Harmonym Korine przy "Spring Breakers". Przez porównanie ze sobą wyglądu i nastrojów powyższych tytułów, można wysnuć całkiem trafne wyobrażenie tego jak prezentuje się "Lost River", rzeczy nowych tu bowiem nie uświadczymy.


Inspirowanie się pracami bardziej doświadczonych kolegów, nie byłoby grzechem, gdyby nie fakt, że Gosling nie wnosi nic od siebie. Historia jest wtórna, a narracja nieumiejętna, przez co zaledwie półtoragodzinny film ciągnie się w nieskończoność. Autor próbuje podsycić ciekawość widzów wprowadzając fantastykę i elementy perwersji do świata przedstawionego, nie udaje mu się jednak zbudować niezbędnego napięcia, przez co nawet dziwaczne aspekty świata nie intrygują. Bohaterowie są nieciekawi, a ich motywacje, chociaż proste, wydają się być naciągane. Trudno usprawiedliwić to kontemplacyjną atmosferą jaką próbuje kreować reżyser, brakuje tu bowiem refleksji. Nawet sceny mające szokować, nie wywołują pożądanego efektu i swoją bezsensownością raczej męczą. Jedyne co filmowi zapisać można na plus to muzykę i zdjęcia. Cóż z tego skoro oba te elementy mogłyby z powodzeniem funkcjonować autonomicznie: ścieżki dźwiękowej posłuchać można przecież w zupełnym oderwaniu od filmu, zaś kilka estetycznych kadrów to za mało, żeby utrzymać uwagę widza przez cały seans.


"Lost river" nie powstałoby zapewne, gdyby nie znane nazwisko autora. Za fasadą odniesień i inspiracji nie kryje się bowiem nic, co zapewniłoby mu miejsce w zbiorowej pamięci. Ostatecznie film Goslinga nie pozostanie niczym więcej niż ciekawostką dla fanów aktora, a nawet wśród nich stanowić może niechlubny element jego filmografii.
1 10 6
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
Nie lubię głupich porównań, ponieważ głupie porównania mają to do siebie, że wprowadzają... czytaj więcej

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones