Recenzja filmu

Krew na betonie (2018)
S. Craig Zahler
Mel Gibson
Vince Vaughn

Krew z nosa

Muszę przyznać, że na rozwój kariery reżyserskiej S. Craiga Zahlera patrzę z niemałym podziwem. Nie ma zresztą w tym nic dziwnego, skoro w zaledwie kilka lat podpisał się pod trzema znakomitymi
Muszę przyznać, że na rozwój kariery reżyserskiej S. Craiga Zahlera patrzę z niemałym podziwem. Nie ma zresztą w tym nic dziwnego, skoro w zaledwie kilka lat podpisał się pod trzema znakomitymi obrazami, które zdecydowanie trafiły w mój gust. I nie jestem w owych zachwytach odosobniony. Zarówno krytycy, jak i filmowa publika bardzo ciepło przyjmują jego bezpardonową wizję świata. "Krew na betonie" jest co prawda najtrudniejszym do strawienie daniem, jakie zaserwował nam dotąd Zahler, głównie za sprawą swojej długości oraz ślimaczego momentami wręcz tempa. W dalszym ciągu jest to jednak idealny przykład autorskiego kina wartego uwagi i godnego polecenia.

Twórca "Bone Tomahawk" zapuścił się tym razem w bardzo oldschoolowe rejony, przywodzące na myśl klasyki VHS-u z lat 80. Bohaterami jego najnowszej opowieści jest dwójka policjantów – odrobinę podstarzały już Brett (Mel Gibson) i jego nieco młodszy partner Anthony (Vince Vaughn). Z powodu nie do końca przepisowego zatrzymania zostają zawieszenie w obowiązkach, co niestety idzie w parze z tymczasowym brakiem wpływów na konto, który mocno komplikuje nieciekawą sytuację finansową naszych protagonistów. Zdesperowani funkcjonariusze postanawiają zatem dorobić się kosztem lokalnego gangstera i na własną rękę przejąć część jego zysków. Nie zdziwi chyba nikogo fakt, że po drodze sprawy lekko się skomplikują, a dwójka detektywów z każdą kolejną decyzją jeszcze bardziej pobrudzi swoje (i tak poplamione już) ręce.

S. Craig Zahler konsekwentnie idzie drogą, jaką obrał sobie na początku swojej przygody w reżyserskim fotelu. Trzeci film sygnowany jego nazwiskiem to kolejna porcja mocnego jak kevlar, mięsistego i brutalnego kina, coraz rzadziej powstającego w obecnych czasach. Sentyment za policyjnym kryminałem starej szkoły jest tu wręcz namacalny, najlepiej świadczy o nim fakt obsadzenia w jednej z głównych ról weterana tego gatunku – Mela Gibsona. Aktor, jak zawsze zresztą, świetnie sprawdza się w roli wypalonego gliniarza, którego zaistniałe okoliczności zmuszają do wkroczenia na przestępczą ścieżkę. Partnerujący mu Vaughn nie szarżuje tak mocno, jak robił to podczas ostatniej współpracy z Zahlerem, Anthony'ego sumienie gryzie bowiem trochę bardziej, przez co cechuje go większe zwątpienie i rozterka moralna. To właśnie owej dwójce towarzyszymy przez znaczną cześć tej prawie trzygodzinnej opowieści i zdecydowanie nie jest to najbardziej wybuchowy i pełen temperamentu duet, jaki przyszło nam oglądać w ostatnim czasie. Do konwencji i klimatu filmu pasują jednak idealnie, a scena jedzenia przez Vaughna kanapki może być jej najlepszym reprezentantem.

Cichym bohaterem "Krwi na betonie" są bez wątpienia pieniądze, a raczej ich brak, będący głównym powodem wszystkiego, co oglądamy na ekranie. Drugim (równie istotnym) wątkiem opowiadanym przez reżysera jest historia Henryego (Tory Kittles), czarnoskórego byłego skazańca, który właśnie wyszedł na wolność. Kiepska sytuacja finansowa i chęć zatroszczenia się o bliskich nie pozwalają mu oderwać się od kryminalnej przeszłości, przez co jego historia krzyżuje się w pewnym momencie z losami dorabiających sobie na boku detektywów. Jak na film autorstwa S. Craiga Zahlera mamy natomiast zadziwiająca mało krwawych i brutalnych scen. Mocniejszych elementów oczywiście nie zabrakło, jest ich po prostu znacząco mniej, niż w "Bone Tomahawk" czy  "Bloku 99".

"Krew na betonie" dostarczyła mi dokładnie tego, czego się spodziewałem. Zahler doskonale wie, jakie filmy chce robić, ma swój unikalny styl i nie obchodzą go panujące trendy. Nie unika także odrobiny kontrowersyjnych czy też nie do końca poprawnych (szczególnie w dzisiejszych czasach) politycznie tematów. Niektórych odstraszyć może wizja spędzenia prawie trzech godzin z produkcją, której raczej nie określiłbym mianem "dynamicznej". Zdecydowanie jednak polecam ten, jak i poprzednie obrazy, jakie wyszły spod ręki reżysera. "Krew na betonie" to bowiem coraz rzadszy przedstawiciel prawdziwie twórczego i szczerego kina mającego konkretny przekaz i charakter.
1 10
Moja ocena:
7
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
S. Craig Zahler pracuje, jakby jutra miało nie być. 45-latek jest autorem pięciu książek oraz ponad... czytaj więcej

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones