Recenzja filmu

Hobbit: Niezwykła podróż (2012)
Peter Jackson
Piotr Kozłowski
Martin Freeman
Ian McKellen

Hobbit bez pierścienia

Blisko dekadę musieliśmy czekać na "Niezwykłą podróż" - adaptację przygód Bilbo Bagginsa. Nasz hobbit zdążył już utracić młodzieńczego ducha i zaprzedać się wygodnemu trybowi życia. W momencie,
Blisko dekadę musieliśmy czekać na "Niezwykłą podróż" - adaptację przygód Bilbo Bagginsa. Nasz hobbit zdążył już utracić młodzieńczego ducha i zaprzedać się wygodnemu trybowi życia. W momencie, kiedy niziołek jest już mocno przywiązany do miękkiego fotela, trzaskającego kominka i pełnej spiżarni - pojawia się przed jego norką wędrowny czarodziej, który proponuje mu udział w przygodzie.
 

W tym miejscu wyrastają schody, pierwsza i największa "plaga" filmu Petera Jacksona. Tolkien, z pełną premedytacją zresztą, stworzył postać tłustego, kędzierzawego Bilba, zdobywającego się na wysiłek podczas spaceru po urokliwym Shire. W tym mankamencie tkwi największa zaleta książki z dwudziestolecia międzywojennego: każdy, kto nigdy nie wystawił nosa poza próg swojego domu (mniej metaforycznie: poza próg swojej małej ojczyzny), mógł utożsamić się z Bilbem. Tak! To my spędzamy przed komputerem połowę swojego życia, z domu wychodzimy jedynie do pracy, szkoły, ewentualnie na zakupy. Pozbądźmy się butów i biegnijmy w nieznany świat!

Peter Jackson odbiera nam przyjemność podróży z perspektywy świeżego, zagubionego poszukiwacza przygód. Reżyser "Władcy Pierścieni" postanowił, że pierwszy plan zajmie Thorin. Decyzja obsadzenia charyzmatycznego Richarda Armitage wydaje się w pełni uzasadniona. Młody, dumny, pełen werwy krasnolud jest stokrotnie wiarygodniejszy niż podstarzały karzeł bełkocący przy kolacji o odzyskaniu ojczyzny. Niestety, dość już w kinie eposów o heroicznych bohaterach. Owszem, kibicować młodemu królowi możemy, ale czy istnieje szansa, że połączy nas więź emocjonalna? Bilbo w interpretacji zabawnego i nonszalanckiego Martina Freemana był opcją najlepszą - bo i w takim celu postać została napisana - ale potencjał zaprzepaszczono.

Jackson był niezdecydowany. Starał się zbliżyć narrację "Niezwykłej podróży" do "Drużyny Pierścienia", przez co stworzył swoisty miszmasz. W tej baśniowej konwencji upchnął wątki, które sugerują, że nowa trylogia zmierza w kierunku "Władcy Pierścieni". Dorzucił od siebie, chociażby, wielkiego orka Azoga - zagrożenie na tyłach kompanii - lustrzane odbicie wątku z Nazgulami tropiącymi Froda.

Wspomniana ingerencja w powieść Tolkiena wypadła zdecydowanie pozytywnie. Z drugiej strony - nadarzyła się okazja, aby wynagrodzić brak Toma Bombadila i, wykorzystując pół-baśniową otoczkę, wprowadzić do filmu ekscentrycznego czarodzieja - Radagasta. Szkoda, że Jackson nie zrobił z "Hobbita" baśni stuprocentowej. Próbując przypodobać się fanatykom filmowej trylogii zboczył jedynie z właściwego kursu, a i tak wielbiciele mrocznego, patetycznego "Władcy Pierścieni" odwrócili się do niego plecami.
 
Dużą zaletą jest umiarkowany, wręcz ślamazarny tok postępowania historii. Reżyserowi "King Konga" nigdzie się nie śpieszy. Snuje opowieść niczym włóczęga, któremu postawiliśmy piwo w zamian za rewelacje obieżyświata. Napięcie buduje stopniowo i często daje widzowi odetchnąć, aby ponownie wciągnąć go w sam środek akcji.
 
Scena z Gollumem to najjaśniejszy punkt filmu. Andy Serkis, nie po raz pierwszy, udowodnił, że pod maską CGI kryje się aktor z najwyższej ligi. Technika ułatwiła mu zadanie, gdyż każdy grymas na jego twarzy odpowiada animowanemu Smeagolowi. Nie gra więc już tylko głosem czy ciałem, ale także mimiką. Słuszne były głosy zachęcające Akademię do nagrodzenia Serkisa nominacją do Oscara.
 


Muzyka Howarda Shore'a to spadek po "Władcy Pierścieni". Nie znajdziemy tu wielu świeżych nut, jednakże soundtrack z trylogii był na tyle dobry, że i w "Hobbicie" słucha się go z nieukrywaną przyjemnością. Obsada, jak to zwykle u Jacksona, gra bez zarzutu. Każda decyzja castingowa okazała się strzałem w dziesiątkę. Natomiast Weta wykonała kawał dobrej roboty, ale jedenaście lat po rewolucyjnej "Drużynie Pierścienia" mieliśmy prawo oczekiwać bardziej spektakularnych efektów i, co najważniejsze, mniejszego do nich zaufania.
 
Koniec końców "Niezwykła podróż" to film dobry. Należy jednak zaznaczyć, iż nie oddaje Peter Jackson w pełni magii książki, w której tekst zdaje się dla dziecka autentyczną historią i brzmi najlepiej - opowiadana w przytulnym pokoju, w mroźną, zimową noc. Mimo wielu zalet, mogę napisać, czując lekkie ukłucie żalu: nie tego się spodziewałem.   
1 10 6
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
Każdy zna Tolkiena. Każdy, kto przeczytał chociaż jedną książkę tego autora, rozpozna jego dzieła po... czytaj więcej
"Hobbit: Niezwykła podróż" to próba przeniesienia na srebrny ekran kultowej powieści, jednego z... czytaj więcej
Losy ekranizacji "Hobbita" ważyły się przez kilka lat. Ostatecznie adaptacja książki trafiła w ręce... czytaj więcej

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones