Recenzja filmu

Historia małżeńska (2019)
Noah Baumbach
Scarlett Johansson
Adam Driver

Insta historia

Już sam koncept, że Scarlett Johansson rozwodzi się z Adamem Driverem wprowadził mnie w lekkie niedowierzanie. W końcu oni są tacy piękni. Czy jakoś tak. (Mówi się, że w każdym żarcie kryje się
Już sam koncept, że Scarlett Johansson rozwodzi się z Adamem Driverem wprowadził mnie w lekkie niedowierzanie. W końcu oni są tacy piękni. Czy jakoś tak. (Mówi się, że w każdym żarcie kryje się odrobina prawdy).

Po drodze wyszło, że Adam kiedyś tam przespał się z jakąś asystentką, bo Scarlett co najmniej przez rok odmawiała seksu. Kto na kim, na czym i co zyskał. Kto na kim, na czym i co stracił. Księga zysków i strat tego małżeństwa jest długa, bardzo zawiła i niejasna. Choć z ich opowieści wynikałoby, że się kochali i całkiem dobrze ze sobą byli.

Co więc im się stało? Tego nie wiem. Nie wiem, czy ktokolwiek wie, bo warstwa psychologiczna filmu "Historia małżeńska" jest żadna. Po prostu któregoś dnia im odbija i się rozwodzą. 

Pomimo tego, że jest im ze sobą dobrze, a nawet bardzo dobrze, że się szanują, kochają, znają, lubią, cenią, że mają dziecko i świetne relacje ze sobą i z rodziną. Generalnie jakby ktoś im szaleju do kolacji dodał. Następnego dnia budzą się i nagle pewne nieistniejące do tej pory kwestie i sprawy urosły do niewyobrażalnych rozmiarów. Przygniatających, przesłaniających, unicestwiających wszystko, co do tej pory w ich związku było ważne, dobre i wartościowe. I nawet jeśli tak bywa w życiu, to ja niekoniecznie chcę poświęcać swój czas na oglądanie opowieści, która tylko tyle mówi. No i co z tego? – pytam.

Co się dzieje w filmie, to każdy z nas jest w stanie sobie wyobrazić. "Historia małżeńska" w niczym nie zaskoczy. Mnie nie zaskoczyła. A jeśli już, to mocno rozczarowała. Do samego końca czekałem na trzęsienie ziemi. Ale Sir Alfred nie był konsultantem przy tym projekcie. Poziom napięcia został ustalony na stały i bliski zeru. Tak jakby reżyser dał się wykastrować w zamian za nagrody, sławę i bogactwo. Aczkolwiek... Któż by się nie dał? 

Na szaleństwie Scarlett i Adama zyskują więc wszyscy, zwłaszcza obcy, głównie prawnicy, a tracą oni i ich najbliżsi. Brzmi niby strasznie, ale film jest uładzony do bólu. Milusi wręcz. Nic nie boli. Nic nie wkurza. Zawsze scena zła złagodzona jest sceną dobrą. W końcu to dobry i dobrotliwy Adam oraz dobra i czuła Scarlett. I nawet jeśli taka historia jest teoretycznie do obronienia, bo przecież człowiek nie jest konsekwentny, to jak dla mnie za szybko się te zmiany w filmie działy. Wektor czasu nie istniał. Nie było przyczyn dlaczego raz zachowywali się tak, a raz inaczej. I to mnie irytowało. 

Może kiedy się rozwodzi Scarlett Johansson z Adamem Driverem, to tak właśnie jest. Ale rozwody półbogów mnie nie interesują. Nie wynika z nich dla mnie nawet mikroprawda o człowieku. Ludzie to nie bogowie.

Nie chodziło też o to, że ktoś się w kimś innym zakochał, stracił rozum, rozsądek i chemia w mózgach im się rozregulowała. Nic takiego. Bogowie są do bólu poukładani. Dbają o siebie. Czytają siebie. Szanują. Rozumieją. Oboje. Cieszą się ze swoich wzajemnych sukcesów Scarlett zdobywa wielką nagrodę, a Adam wspaniałe stypendium. To geniusze płci obojga. Mogą wszystko. Jeśli chcą to mogą nawet rozwieść się bez sensu. A kto bogatemu zabroni?

The beautiful people. Insta historia. Powierzchowna. Przemijająca już kilka sekund po jej zakończeniu.
Umiem się popłakać na pięknych bajkach. Na tych dla dzieci i na tych dla dorosłych. Łzy kapały mi jak grochy i na "Autach" i na "Tańczącym z wilkami" i na "Love Story". I na wielu innych filmach. Ale nie tym razem. 

Jeszcze pamiętam filmy Ingmara Bergmana. Notabene pięciokrotnie żonatego. 

Nie teraz. Może dlatego, że "Historia małżeńska" nie trafiła u mnie do kategorii "piękna bajeczka". Serio ją potraktowałem. A w takiej kategorii przegrywa spektakularnie.

Bardzo za to miło oglądało mi się Laurę Dern i Alana Aldę. Uruchamiali wspomnienia z innych filmów, które zwyciężają do dziś w moim sercu kinomana.

Jednak to za mało, więc krótko mówiąc "Historia małżeńska" w skali Pawlaka: nie trzeba.

(Skala: nie warto, nie trzeba, można, warto, trzeba)

P.S. A jeśli to bajeczka, to nie wiem jaka byłaby ta refleksja filmowa. Musiałbym na nowo obejrzeć.

P.S. 2 Jest w filmie celowo lub przypadkowo polski akcent. Kubek z napisem Pink Freud. Ewidentny żart z Pink Floyd (jest nawet tęcza z Dark Side) i adekwatne w filmie mrugnięcie okiem w stronę wiedeńskiego psychoanalityka, ale czy twórcy wiedzą, że od 1998 roku Wojtek Mazolewski nagrywa płyty pod taką nazwą, to ja nie wiem.
1 10
Moja ocena:
6
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
"Historia małżeńska" urzeka od pierwszych scen. Jest uważana za najlepszą produkcję w filmografii... czytaj więcej

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones