Recenzja filmu

Gran Torino (2008)
Clint Eastwood
Clint Eastwood
Christopher Carley

Kowalski kontra popsuta Ameryka

Walt Kowalski (Clint Eastwood) niczym zwierz mruży oczy i wydaje pomruk, gdy rośnie w nim wściekłość. A powodów do gniewu ma dużo – właśnie umarła jego żona; wnuczka i synowie są mu zupełnie
Walt Kowalski (Clint Eastwood) niczym zwierz mruży oczy i wydaje pomruk, gdy rośnie w nim wściekłość. A powodów do gniewu ma dużo – właśnie umarła jego żona; wnuczka i synowie są mu zupełnie obcy; nieopierzony ksiądz (Christopher Carley) nie przestaje mu się naprzykrzać; do sąsiedniego domu wprowadzają mu się "żółtki", a w sąsiedztwie grasują gangi. Nasz rodak, weteran wojny w Korei i emerytowany robotnik fabryki Forda, obserwuje tę degrengoladę z ganku swojego domu, na którym przesiaduje całymi dniami, pijąc piwo. Jeśli nie poleruje w tym czasie swojej dumy, tytułowego forda Gran Torino.

Oglądanie Eastwooda w tej roli to prawdziwa frajda. Jego kamienna twarz zmienia wyraz jedynie wtedy, gdy pojawia się na niej pogarda, a z ust eksploduje lawa rasistowskich szyderstw i epitetów. Kowalski pała niechęcią do swych nowych sąsiadów, wietnamskich górali Hmong, nie tylko dlatego, że nastolatek Thao (Bee Vang) pod presją gangu próbuje skraść jego ukochane auto, ale głównie dlatego, iż jest ksenofobem. 

W niepoprawnych politycznych ripostach i dialogach bohatera objawia się komiczne napięcie, które towarzyszy działaniu etnicznego tygla. Kowalski otwiera się na innych, gdy obrót rzeczy czyni z niego mimowolnego wybawcę i obiekt adoracji sąsiedztwa. Ale komedia zmienia się w dramat i ostatecznie w tragedię, ponieważ jego brutalny rewanż za napaść na podopiecznego wywołuje eskalację przemocy.


"Gran Torino" nie jest najlepszym dziełem Eastwooda. Jego styl reżyserski jest równie staroświecki jak jego bohater; monotonnie kadrowany, z niespieszną akcją i teatralnie zainscenizowanymi scenami, film przypomina czarne amerykańskie dramaty z lat 30. i 40. Ale dla wielbicieli Clinta "Gran Torino" jest propozycją nie do pogardzenia jako interesująca część w ewolucji aktora i reżysera – od spaghetti westernów i "Brudnego Harry'ego" do "Bez przebaczenia". "Gran Torino" nawiązuje do motywu przemocy jako absurdu z tego ostatniego filmu, ale wpisuje się w bardzo konkretny krajobraz społeczny współczesnej Ameryki. Można mieć wątpliwości, czy końcowy akt bohatera jest wiarygodny. Ale w tragicznej konsekwencji jego ewolucji jest coś autentycznego i przejmującego. Gdy Kowalski odgrywa samowolne wymierzanie sprawiedliwości, układając dłoń w kształt pistoletu, przemawia przez niego Brudny Harry. W tym filmie Eastwood stawia go naprzeciw lustra.
1 10
Moja ocena:
8
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
Większości ludziom, choćby nawet nie widzieli jego filmów (o ile jest to możliwe), nie trzeba chyba... czytaj więcej
Siedemdziesiąt dziewięć lat – sędziwy wiek mądrości. Co ludzie robią w tak poważnym wieku? Wyciszają... czytaj więcej
Clint Eastwood – jeden z najbardziej rozpoznawanych aktorów w całym Hollywood. I jak widać bardzo mądry.... czytaj więcej

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones