Recenzja wyd. DVD filmu

Gamer (2009)
Mark Neveldine
Brian Taylor
Gerard Butler
Milo Ventimiglia

Kopie jak kokaina

Nieodległa przyszłość, w społeczeństwie, gdzie gry video ewoluują w coraz to wierniejsze symulacje kolejnych aspektów życia, można już nawet sterować prawdziwym człowiekiem podczas gdy ten
Kilkadziesiąt lat temu wyświetlanie na ekranie całującej się białej kobiety z białym mężczyzną (o czarną parę gejów nawet nie pytajcie) było rzeczą gorszącą i absolutnie nieodpowiednią do pokazywania szerokiej publiczności. Granice tego co właściwe nieustannie się przesuwają, by wciąż zaskakiwać i szokować widzów widokiem, jakiego ci przez przyzwoitość się nie spodziewali. Może kiedyś wytrawna publika teatralna regularnie raczona będzie stosunkami seksualnymi na scenie. Niestety, w kinie i telewizji jakoś nagości i ekstremalnego uprawiania miłości coraz mniej, ale jeśli czegoś nas uczy kino science-fiction typu "Uciekinier", "Death Race" czy "Igrzyska śmierci", to tego że kiedyś na naszych ekranach na pewno zobaczymy, jak dla rozrywki mas jeden człowiek zabija drugiego człowieka.

Jakby się dłużej zastanowić, to dość popularny motyw. Nikt go jednak nigdy nie przedstawił tak, jak twórcy "Adrenaliny" w swoim wielkim dziele zatytułowanym "Gamer". Tym nie mniej, fabuła bądź co bądź przedstawia się sztampowo. Nieodległa przyszłość, w społeczeństwie, gdzie gry video ewoluują w coraz to wierniejsze symulacje kolejnych aspektów życia, można już nawet sterować prawdziwym człowiekiem podczas gdy ten rozmawia, kopuluje, a nawet zabija innych ludzi. W ręce jednego z graczy do dyspozycji oddany zostaje nawet Gerard Butler, który okazuje się być świetną maszyną do mordowania. Jak nikt potrafi odebrać życie, ale i jednocześnie co ważniejsze zachować własne. Jeszcze tylko kilka sesji, kilka starć i będzie mógł na powrót stać się wolnym człowiekiem, przez nikogo nie sterowanym. Tylko czy władca marionetek pozwoli mu wygrać wolność?

Naprawdę, za kilkanaście lat kino akcji uświadomi sobie, jak bardzo nie wykorzystało Gerarda Butlera. Co prawda przez długi czas w roli twardziela sprawdzał się bardzo przeciętnie, czego można uświadczyć oglądając "Władców ognia" "Tomb Raidera" oraz pożal się Boże "Beowulfa", ale w "300" Zack Snyder odmienił szkockiego aktora raz na zawsze. Teraz to bohater idealny dla kina sensacyjnego. Nikt tak jak on nie potrafi strzelać, bić się i absorbować uwagę samą swoją obecnością. Szkoda, że przez tę już prawie dekadę, nie wystąpił w większej ilości filmów w stylu "Prawo zemsty" czy "Olimp w ogniu", tylko marnował się w produkcjach takich jak "Brzydka prawda" czy "Trener bardzo osobisty". Zostawmy jednak żale na bok. Jego rola w "Gamerze" to jeden z najjaśniejszych punktów w karierze. W tym przypadku wystarczy jedno spojrzenie, jedno ujęcie i już wszystko wiadomo - to największy twardziel na świecie, jest zdolny do ogromnych poświęceń, może odstawiać akcje nie z tej Ziemi, ale jednocześnie jest porządnym, praworządnym gościem, który walczy o sprawiedliwość i prawdę. Z nieogolonym zarostem i wielkim karabinem w łapie Butler natychmiast idealnie wtapia się w estetykę filmu.

A ta praktycznie oszałamia. Konwencja gatunkowa daje w przypadku takiej dystopijnej otoczki duże pole do debaty na temat kondycji moralnej ludzkości i granic w sztuce czy rozrywce, "Gamer" jednak sprawnie prześlizguje się jedynie po powierzchni poważnych tematów i z pełną premedytacją przechodzi do działania. Film jest jedną wielką ostrą jazdą po bandzie, gdzie twórcy przede wszystkim dostarczają widzom wizualną orgię doznań. Kunszt duetu reżyserskiego nie jest może tak wielki, by zaliczać ich do klasyków kina, ale niewątpliwie panowie potrafią opowiadać obrazem i w tym przypadku też ich kadry wysyłają o wiele dosadniejsze sygnały niż przedstawiana w dialogach ekspozycja. Nie mają one jednak za zadanie zbawiać świata.

"Gamer" zwyczajnie wyprzedził swoją epokę. Kiedy łatwiej zrozumieć obietnice wobec przyszłości, które zapowiada, oraz styl, który proponuje, to po upływie ponad połowy dekady ten film jest znacznie lepszy niż w dniu premiery. Tempo akcji stoi na szalonym poziomie niczym w najnowszym "Call of Duty", a mimo to wszystko składa się na spójną symfonię intensywności, jakiej trudno uświadczyć nawet we współczesnych produkcjach. Neveldine i Taylor wciąż serwują porządną dawkę adrenaliny, teraz jednak w czystej postaci, bez dodatku zabawnych spowalniaczy, tylko eleganckim barwnym opakowaniu sterylnej nowoczesności. Dynamice ich dzieła równać się mogą pewnie tylko zabójczo pocięte sekwencje z "Quantum of Solace", lecz tam całość ograniczona była sztywną, konserwatywną konwencją bondowskiej serii. Tu paradoksalnie nie ma sznurków zobowiązań wobec widzów, a reżyserzy nie nakręcili tego filmu, żeby poruszyć czy dać do myślenia. Obraz miał za zadanie oszołomić, przyspieszyć bieg serca i wbić w fotel. "Gamer" to kinowe doświadczenie audio-wizualne, ubrane w szaty konwencji gatunkowej, by stać się bardziej przystępnym. Jak widać nie do końca się udało. Ale nie zmienia to faktu, że za to, czym ten film jest, należy mu się owacja na stojąco. Streszczając w trzech słowach - czysta esencja akcji.
1 10
Moja ocena:
9
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
"Gamer" podobnie jak "Surogaci" przestrzega przed utratą człowieczeństwa. Tym razem jednak dehumanizacja... czytaj więcej
Pomysł na kino akcji, w którym główny bohater jest jednym z pionków w sadystycznej grze, nie jest nowy,... czytaj więcej
Panowie Neveldine i Brian Taylor mają niewątpliwie swój styl. Zapoczątkowali go filmem "Adrenalina".... czytaj więcej

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones