Recenzja filmu

Fuga (2018)
Agnieszka Smoczyńska
Gabriela Muskała
Łukasz Simlat

Pęka cienka nić

"Fuga" rozdrapuje rany, stawia wykrzykniki za znakami zapytania, ale nie czyni bezpośrednich odnośników do odpowiedzi. Nie prowadzi za rękę, nie mami atrakcjami świata przedstawionego, nie
W upiornej, rysunkowej czołówce ogromny wij wypełza z kobiecych ust. Niewidzialna i nerwowo rozedrgana ręka maże na początkowej planszy tytuł filmu. Jego pierwsza sekwencja ukazana jest z perspektywy kobiety wychodzącej z kolejowego tunelu ku światłu. W następnej widzimy ją samą, wdrapującą się na peron, ściągającą majtki, kucającą i – bez cienia zreflektowania z tytułu obecności sporej grupki ludzi – oddającą mocz. Wysoce zakłopotany jest natomiast widz. Spore zażenowanie wchodzi w jego głowie w wybuchową reakcję z uczuciami konsternacji, niepewności i przykrego dyskomfortu. Czy owa postać jest pod wpływem silnych substancji psychoaktywnych? Może cierpi na jakąś chorobę natury właśnie psychicznej? A może wszystko z nią w porządku, a całe zajście to performance, mający na celu zamanifestowanie jakiejś postawy, zwrócenie uwagi na pewien problem? Nie zanosi się raczej na wesołą, świąteczna komedię romantyczną zKarolakiemw pierwszoplanowej roli iAgnieszka Smoczyńskaw pełni wywiązuje się ze złożonej w prologu obietnicy.

Być może głównym atutem jej "Fugi"jest wydajnie wytrącająca z rytmu niejednoznaczność. Film odznacza się wszakże dziecinnie prostą fabułą, ale ukazana w nim sytuacja w klarowną całość równie łatwo poskładać się nie pozwala. Bohaterka historii inspirowanej prawdziwymi wydarzeniami ma na imię Alicja i gra ją Gabriela Muskała, która notabene jest do tego autorką nie tylko scenariusza, ale i pomysłu na film. Podobnie, jak jej odpowiednik w rzeczywistym świecie, jej postać cierpi na fugę dysocjacyjną. Ludzki umysł to zadziwiający mechanizm. W starciu z dotkliwym urazem fizycznym bądź psychicznym potrafi uporać się z nim, niejako "resetując się". Ofiara przypadłości może utracić nie tylko pamięć o tym, kim była wcześniej, ale i poczucie swojej dotychczasowej osobowości. To właśnie taką ucieczką od traumy salwuje się psychika Alicji, której uczestnictwo w poświęconym podobnym przypadkom programie telewizyjnym nie przechodzi bez echa. Rodzina telefonuje. Udaje się ustalić rzeczywiste personalia chorej. Alicja – a tak naprawdę Kinga – wraca więc po dwuletniej nieobecności do siebie. Przytłoczona opieką bliskich dowiaduje się, że nie mieszka w domu rodziców, że posiada męża i że ma z nim dziecko. Jest ciężko, ale z pomocą rodziny wszystko sobie poukłada, wjedzie na odpowiednie tory, wróci do życia. Albo i nie.



Na temat znaczenia "Fugi"jako filmu zwracającego uwagę na problem społecznej predestynacji człowieka napisano już wystarczająco dużo. Nawet jeśli nie brakuje u nas kobiet hołdujących archetypowi Matki Polki, Agnieszka Smoczyńska z pewnością nie jest jedną z nich. W wywiadach mówi otwarcie o równouprawnieniu, ruchu #metoo czy rolach, które otoczenie próbuje nam narzucić, a z którymi nie musimy się przecież wcale identyfikować, ale wydaje mi się, że nawet oglądając film bez rzeczonego kontekstu, można poczuć siłę tego wprawdzie podskórnego, ale wyraźnego sprzeciwu, który nie jest tożsamy li tylko z wojującym feminizmem. Smoczyńska jest pierwszą reżyserką, której film – a ściślej "Córki dancingu"z 2015 roku – wypuścił prestiżowy, amerykański dystrybutor, Criterion Collection, który trudniąc się wydawaniem klasyków, popularyzował dotąd dzieła Bergmana, Tarkovskiego, Coppoli, Felliniego czy Sorrentiny, a z polskich twórców jedynie Wajdy, Kieślowskiego i Polańskiego. Motyw kobiety burzącej ramy wynikłe z najbardziej stereotypowego jej wizerunku, kobiety podejmującej decyzje we własnym imieniu i wybierającej własną drogę uwidacznia się więc zarówno w życiu, jak i w twórczości reżyserki, ale przekaz "Fugi"wydaje się być znacznie bardziej uniwersalny.



Film nie traktuje widza w sposób protekcjonalny. Nie pobłaża jego potrzebie uzyskania prostych odpowiedzi na postawione w pierwszym akcie pytania, nie zasypuje go wskazówkami. A pytań jest całkiem sporo, nie są bagatelnej wagi i nie dają wielkiej nadziei na ostateczny konsensus w związanych z nimi kwestiach. Co czyni nas nami samymi? Jak silne są więzy krwi? Co tak naprawdę zacieśnia relacje z najbliższymi? Co sprawia, że ktoś w naszym życiu ma dla nas znaczenie? Czy jest to pamięć o tej osobie i roli, którą w nim odgrywa, a może chodzi o coś bardziej niezdefiniowanego, co wymyka się intelektualnej percepcji? Czy złożenie swojego życia na świętym ołtarzu rodzinnej instytucji to zawsze perfekcyjny moralnie przepis na nie? Czy podążanie własną ścieżką jest domeną bezdusznych egoistów? "Fuga"rozdrapuje rany, stawia wykrzykniki za znakami zapytania, ale nie czyni bezpośrednich odnośników do odpowiedzi. Nie prowadzi za rękę, nie mami atrakcjami świata przedstawionego, nie uspokaja w poczuciu fortunnego rozstrzygnięcia problemów.



Pomylić względną surowość tego wielkiego i słusznie nagradzanego dzieła z prymitywizmem to jednak grzech śmiertelny. Mistrzowską rękę Agnieszki Smoczyńskiej – a może właśnie Gabrieli Muskały – widać już w samym sposobie poprowadzenia narracji i zaczepienia punktu startowego całej opowieści. Za główną bohaterką kroczymy po omacku, bez wcześniejszego zapoznania się z jej pożartym przez otchłań zapomnienia życiem. Ten brak oswojenia widza z sytuacją z miejsca zaszczepia w nim empatię. Podejmowane przez Kingę decyzje mogą wydawać się słuszne lub nie, ale dzielimy z nią poczucie zagubienia i niezależnie od tego, na jak bardzo wywrotowe czyny się zdobywa – współczujemy jej. Wiemy po prostu, że stawia ona kroki w gęstej mgle, bez kompasu, nawigacji, poczucia sensu czy celu i że wołanie ze strony krewnych czy męża brzmi w jej uszach obco, niczym lingwistyczna kakofonia, niczym przekaz w obcym, niezrozumiałym języku.



Świetną wizytówką filmu jest scenografia. Smoczyńska Anno Domini 2018 to nie Wes Anderson, stąd próżno spodziewać się po niej słodkiego przepychu w tej kwestii, ale kto stawia wymowność skromnej symboliki ponad to, ten zaczerpnie z "Fugi"pełnymi garściami. Celowo kulejący eklektyzm architektoniczny domu Kingi i jego wyposażenia sprawia, że choćby intuicyjnie "wiemy", że nie wszystko w tym konglomeracie perfekcyjnie ze sobą współgra i że zjawisko to sięga głębiej niż historia jej amnezji. Jakub Żulczyk napisał w swojej powieści "Wzgórze psów", że "rodzina to zatrzaśnięcie się w windzie z zupełnie obcymi ludźmi na całe życie" i ten cytat mógłby spokojnie powędrować na frontową grafikę wydania DVD/Blu-ray "Fugi". W program tej gromko przemawiającej za sprawą minimalistycznych środków całości perfekcyjnie wpisuje się muzyka autorstwaFilipa Míseka. Chwilami aż trudno uwierzyć, że tak oszczędna ścieżka dźwiękowa może być jednocześnie tak niepokojąca; podobnie zresztą jak w to, że film, który jest tak daleki od przytłaczania formalnym bogactwem, może oddziaływać w tak sugestywny sposób. Owacje na stojąco!
1 10
Moja ocena:
9
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
Słuszne jest założenie, ze dwa pełnometrażowe obrazy w dorobku to pula zbyt ograniczona, aby z pełną... czytaj więcej

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones