Recenzja filmu

Ewolucja planety małp (2014)
Matt Reeves
Andy Serkis
Jason Clarke

Czy nasz gatunek przetrwa?

Stanley Kubrick mawiał: "Nigdy nie wiem, czego chcę, ale zawsze dobrze wiem, czego nie chcę". Współcześni producenci ponad wszelką cenę nie chcą jednego: pozbycia się sposobności do zarobienia
Stanley Kubrick mawiał: "Nigdy nie wiem, czego chcę, ale zawsze dobrze wiem, czego nie chcę". Współcześni producenci ponad wszelką cenę nie chcą jednego: pozbycia się sposobności do zarobienia pieniędzy. Dlatego nikogo nie dziwi, że jeżeli ktoś wymyśli dobry film i ten film zbierze z portfelów widzów całkiem niezłą sumkę, to nawet po kilkunastu latach będą kręcone różnego rodzaju kontynuacje. Taki los spotkał tez "Planetę małp". Doczekała się gorszych i lepszych filmów opowiadających różne etapy historii o błękitnej planecie podbitej przez człekokształtne ssaki, ale na najlepszy z nich musieliśmy czekać aż do teraz, bowiem "Ewolucja planety małp" to najlepsza część serii.



Historia opowiadana w filmie rozgrywa się parę lat po wydarzeniach z poprzedniej części. Wirus, który wydostał się z laboratorium, zdziesiątkował rodzaj ludzki i teraz tych, co mają parę przeciwstawnych kciuków, szukać można tylko w niewielkich grupkach poukrywanych w ruinach miast. Natomiast małpy mają się całkiem dobrze, rozmnażają się bardzo szybko i rosną w siłę, budują swój dom, są zorganizowane, inteligentne i umieją rozwiązywać problemy, dodatkowo w odróżnieniu od ludzi nie potrzebują energii elektrycznej czy ogrzewania, co daje im przewagę. Jednakże los postanawia skrzyżować losy obu tych grup i nie ma co ukrywać, nie są one wobec siebie zbyt przyjaźnie nastawione. Pewnego dnia ludzie pojawiają się w samym środku terytorium małp, ponieważ szukają starej tamy, która dałaby im dostęp do kończącej się i nader im potrzebnej energii. Jednak nie podoba się to tym, na których terenie tama leży. I jedna i druga strona nie chce ustąpić: obie nacje nie chcą, ale muszą robić to, co robią, aby zapewnić swoim potomkom przetrwanie. Z czasem rodzi się konflikt, który zamienia się w wojnę. I tak scenarzyści odchodzą od piętnowanego w poprzednich filmach faktu, że ludzie są źli, a skupiają się na konflikcie o wręcz politycznym podłożu, w którym nieważne jest, kto go rozpoczął, ważne, że dotknie obie strony. Film ogląda się z wypiekami na twarzy. Reżyser Matt Reeves umiejętnie buduje napięcie i powoli wplata do fabuły kolejne wątki, chociaż w żadnym razie nie można powiedzieć, że narracja w filmie jest powolna, wręcz przeciwnie, pędzi od pierwszych chwil niczym w "Chłopcach z ferajny" i nie zatrzymuje się ani na chwilę. Reżyser nie popełnia narracyjnych błędów i, wzorując się na "Powrocie króla" Petera Jacksona, przeplata na ekranie kolejne fragmenty historii, przez co nie pozwala ani na chwilę zapomnieć, jak jest ona wielka. Scenarzyści i reżyser zrobili kawał świetnej roboty, nie mówiąc już o montażystach, którzy zasługują na nominacje do Oscara.



Wizualnie film wygląda przepięknie. Spece od efektów specjalnych zawstydzili twórców "Niezwykłej podróży", którzy tak chwalili się swoim Gollumem. Każda małpa jest inna, przez co łatwo je od siebie odróżnić. Całe szczęście, że wiedzieli, jak poróżnić zwierzaki, a nie poszli w ślady komputerowców od "Transformers: Wiek zagłady" i nie zrobili małpy samuraja czy niepohamowanego grubego dziwaka z pociskiem w ustach. Mimika zwierząt, ich twarze, ruchy ciała i futra skutecznie pozwalają zapomnieć, że tak naprawdę po ekranie biega efekt komputerowy. Zadbano też o krajobrazy, przez co widok opuszczonych miast zmusza widza po wyjściu z sali wyrzucić pudełko po popcornie do właściwego pojemnika, bo lepiej dbać o Ziemię, niż wyginąć. Kamera Michaela Seresina jeździ na lewo i prawo, ale ani na sekundę obraz nie traci swojej klarowności, a jej tourne po bezludnym mieście perfekcyjnie uzupełnia chwytliwa i wpadająca w ucho muzyka Michaela Giacchino.



Oklaski należą się również aktorom. Najbardziej zaskakująca jest kreacja Andy'ego Serkisa. Im dłużej się go ogląda, tym mocniej się nim zachwyca. Nie przeszkodziło mu nawet to, że komputer nałożył mu maskę małpy i musiał chodzić zgarbiony, i tak rozkłada przed widzem cały swój aktorski warsztat i udowadnia swoją potęgę. Teraz tylko czekam na nominację do Oscara, bo zasługuje na nią z całą stanowczością i na jego rolę w jakiejś głośnej produkcji, gdzie nie będzie poddany działaniom komputera. Bardzo dobrze grają też Jason Clarke i Keri Russell, odgrywający główne role ludzkie. Jak zawsze fenomenalnie wypada Gary Oldman, choć smutno mi, że było go tak mało w filmie, ale nawet w tym niewielkim czasie przyćmił moim zdaniem wszystkich oprócz Serkisa, który stworzył najlepszą kreację w tym roku (bynajmniej do tej pory).

"Ewolucja planety małp" to bardzo dobry film, umiejętnie nakręcony i wyreżyserowany, a jeszcze lepiej zmontowany i zagrany. Gorąco polecam wyjście do kina i zapewniam, że obraz długo nie pozwoli o sobie zapomnieć, a rola Serkisa zapadnie wam w pamięć na zawsze. To naprawdę bardzo mocne i dobre kino.
1 10
Moja ocena:
7
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
Największym plusem "Ewolucji planety małp" nie są efekty specjalne czy wizja zdziesiątkowanego przez... czytaj więcej
Futrzani bohaterowie "Ewolucji planety małp" nie mają nic wspólnego z uroczymi zwierzakami, które znamy z... czytaj więcej

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones