Recenzja filmu

Evidence (2013)
Olatunde Osunsanmi
Radha Mitchell
Stephen Moyer

Dowody zbrodni

"Evidence" broni się zdolną Caitlin Stasey, atmosferą wszechobecnego zagrożenia i niezłą plastyką obrazu. Jedną z największych zalet filmu jest jednak jego zaskakujące zakończenie, które
Olatunde Osunsanmi, twórca przerażająco dobrego "Czwartego stopnia", ponownie zasiada na stołku reżysera i bierze na warsztat jakże schematyczną opowieść. Mamy tu grupę osób, które są uczestnikami wypadku samochodowego nieopodal opuszczonej stacji benzynowej. Brak zasięgu i nadciągający zmierzch uniemożliwia im drogę powrotną. Wyposażeni w kamery i telefony ocalali postanawiają udokumentować swoją historię. Nie podejrzewają jednak, że nagrania będą kluczowe w poznaniu tożsamości ich zabójcy.



Scenarzysta John Swetnam zalicza niezbyt udany debiut. Bohaterowie, których zarysował, byli idealnym mięsem armatnim, a nie postaciami wzbudzającymi współczucie. Próbował nadać im odrobinę barw, przytaczając ich problemy, jak śmierć dziecka czy nieodwzajemnioną miłość, jednak ich portrety psychologiczne zostały marnie zaprezentowane. Co więcej, największą sympatię zyskała Rachel – postać, o której widz dowiedział się najmniej. Nieśmiała, zabawna i odważna pani reżyser, będąca praktycznie przez cały seans po drugiej stronię kamery, wyróżniła się na tle grupy, a jej zachowanie było najmniej irracjonalne. 

Warto zaznaczyć, że bohaterowie często sami strzelali sobie w kolano. Przykładem może być sytuacja, kiedy odkryli, że cisza i ciemność była ich najlepszym sprzymierzeńcem w walce z oprawcą, to potrafili drzeć się do siebie, mimo że dzielił ich metr odległości. Ponadto dialogi zostały napisane bardzo schematycznie, a niekiedy wzniosłe kwestie wypowiadane przez aktorów wzbudziły śmiech zażenowania. Dodatkowo w tak stresującej sytuacji bohaterowie nie mieli oporów, żeby opowiadać o swoim życiu, co brzmiało tandetnie i sztucznie. Warto dodać jeszcze, że w filmie roi się od błędów logicznych. Zaczynając od niespełna minutowego zabiegu wydobycia karty pamięci z ust spalonej ofiary przez detektywa, przez psychopatę, który podróżował z palnikiem przez całą stację benzynową bez konieczności dźwigania butli z gazem, kończąc na uszkodzonych przez spalenie kadrach z kamer, które po dziesięciokrotnym zbliżeniu i przekonwertowaniu zyskały  jakość 4K.


 
Solidnym elementem "Evidence" jest praca kamery, która nadaje powiewu świeżości. Reżyser wcisnął slow-motion gdzie trzeba, innym razem podrzucił dynamiczne przejścia ujęć, ale największą robotę zrobiły uszkodzone nagrania ofiar, przez co film zyskał większy realizm. Ponadto odpowiedzialny za ścieżkę dźwiękową Atli Örvarsson wykazał się talentem w tworzeniu klimatu i w umiejętny sposób podłożył melodie do scen, co spotęgowało ich wydźwięk. Jego muzyka, a jeszcze częstszy jej brak w zestawieniu z uszkodzonymi ekranami i brakiem światła, sprawił, że włos na głowie się jeżył. Trzaski kamery i cisza, przerywana oddechami bohaterów wzbudziła poczucie wszechobecnego zagrożenia, a przez kompletną ciemność trudno było przewidzieć, gdzie czyha psychopata.

Jednym z chwytów promocyjnych filmu było zaangażowanie wampira z "Czystej krwi" Stephena Moyera oraz "Marzycielkę" Radhę Mitchell. Mimo że obydwoje wypadli poprawnie w rolach detektywów, to kiepski scenariusz uniemożliwił im zabłysnąć i tchnąć życie w bezbarwnych bohaterów.  Zamiast ich wiarygodny występ zalicza Caitlin Stasey – odtwórczyni roli Rachel. Aktorka mimo skromnej filmografii imponuje siłą krzyku, sprawną modulacją głosu i urokiem osobistym. Pomijając fakt że przez spory czas produkcji to ona filmuje innych bohaterów, to kiedy pojawia się na ekranie, widać na jej twarzy strach i zmęczenie. Nawet kiedy obiektyw skupia się na innej postaci, to Stasey nie wychodzi z roli i pozostaje naturalna. Jej koleżanka – Leann (w tej roli Torrey DeVitto) również wypada przyzwoicie, chociaż niekiedy przesadza z ekspresją uczuć i uderza w sztuczne brzmienie. Trudno byłoby jednak powiedzieć coś pozytywnego o pozostałej części obsady. Na twarzach brak oznak szoku, wyczerpania czy strachu. Można odnieść wrażenie, że aktorzy przyszli zagrać na planie filmowym, w efektowny sposób zakończyć swój żywot i zniknąć z ekranu. Ponadto nie zmieniali barwy głosu, każda kwestia była wypowiadana w takim samym tempie i identycznym tonem.


Pomijając tyle błędów logicznych, bezbarwnych bohaterów i kiepskie dialogi, to "Evidence" broni się zdolną Caitlin Stasey, atmosferą wszechobecnego zagrożenia i niezłą plastyką obrazu. Jedną z największych zalet filmu jest zaskakujące zakończenie, które wynagradza widzowie nieprzerwanie seansu w połowie. Jak na początku filmu mówi detektyw Burquez, "świadkowie mogą kłamać, ale kamera nie". Warto się przekonać, czy miała rację.
1 10
Moja ocena:
7
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones