Recenzja filmu

Dwunastu gniewnych ludzi (1957)
Seweryn Nowicki
Sidney Lumet
Martin Balsam
John Fiedler

Dwunasty gniewny Henry

Wielki, wspaniały film. Być może już przeczytałeś, że to przenikliwa diagnoza społeczna, przekrojowy portret amerykańskiego społeczeństwa odbity w lustrze anglosaskiego systemu sprawiedliwości…
Wielki, wspaniały film. Być może już przeczytałeś, że to przenikliwa diagnoza społeczna, przekrojowy portret amerykańskiego społeczeństwa odbity w lustrze anglosaskiego systemu sprawiedliwości… To wszystko truizmy. Amerykańskie społeczeństwo ma taką sama strukturę jak prawie każde inne, takie same relacje pomiędzy jego różnymi warstwami i nic by w takim portrecie szczególnego nie było. Ten film jest jednak opowieścią głębszą, z poziomu relacji pomiędzy treścią, a jej przedmiotem schodzącą pod powierzchnię, na poziom symboliki. "12 gniewnych ludzi" byłby filmem świetnym nawet gdyby nie istniało żadne społeczeństwo , a widz oglądałby ten obraz jako dziwną, proponowaną przez reżysera wersję stosunków międzyludzkich w jakiejś nieznanej mu wersji rzeczywistości.

"12 gniewnych ludzi" to symbol gównianego losu człowieka – dużo bardziej uniwersalny niż jakaś diagnoza społeczna – i tak jak wżyciu nie wiadomo na ile będącego skutkiem jego działań, a na ile wynikiem nieszczęśliwego zbiegu okoliczności. To symbol niejasnych okoliczności, które jak fale miotają człowiekiem po oceanie życia, stawiając go na krawędzi śmierci, by po chwili wynieść go na błękitne wody rafy koralowej. To symbol siły jednego człowieka – ławnika powodowanego pobudkami równie niejasnymi jak sytuacja podsądnego. To również symbol niedoskonałości ludzkiego poznania, którego przedmiot zmienia się w zależności od tego kto patrzy i co chce zobaczyć.

"12 gniewnych ludzi" wyreżyserowano z chłodną precyzją, ale zostawiono tu aktorom wystarczająco miejsca na popisy, które zapobiegają wychłodzeniu narracji. Jest wręcz bardzo blisko idealnego balansu pomiędzy intelektualną, a emocjonalną percepcją fabuły. Jest to dramat sądowy, więc uchwycenie takiej równowagi było konieczne dla strawności tego typu opowieści. Spielberg z całą pewnością zamroziłby ten film, a późny Scorsese zamieniłby go w naładowaną aktorskimi fajerwerkami awanturę. Lumet prowadzi opowieść w tempie pośrednim, z wyraźną dbałością o to aby z głośnika nie padło żadne zbędne słowo – tu każdy gest i każdy ruch albo buduje klimat, albo uderza w nas z całą siłą w samo serce.

Najważniejszym elementem "12 gniewnych ludzi" jest jednak jeden z nich. Henry Fonda zagrał rolę życia. Zdarzało się, że Brando czy Day Lewis grywali na nieco wyższym poziomie, ale De Niro, Pacino czy Hoffman, pomimo że mieli więcej bardzo dobrych ról, to żaden z nich nigdy nie zagrał tak dobrej jak Henry Fonda w tym filmie. Nic więcej nie trzeba ani nie można zdradzić – trzeba zobaczyć.
1 10
Moja ocena:
10
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
Oto jeden z lepszych obrazów, jakie spłodziło światowe kino. Pomimo że od premiery minęło ponad... czytaj więcej
Duszny dzień, niewielka sala z zepsutą klimatyzacją i dwunastu chłopa, którzy gadają, gadają, pocą się i... czytaj więcej
"Dwunastu gniewnych ludzi" w reżyserii Sidneya Lumeta to film, o którym trudno pisać w chłodnym tonie. To... czytaj więcej

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones