Recenzja filmu

Chleb i sól (2022)
Damian Kocur
Tymoteusz Bies
Jacek Bies

Kebabistan

Damian Kocur w swoim pełnometrażowym debiucie nienagannie skomponował pejzaż zachowań ludzi wchodzących w dorosłość. Zrobił to z mniejszym polotem niż Dawid Nickel w "Ostatnim komersie", ale ze
To, że Polska zamiast mlekiem i miodem płynie wódką i "baraniną" z sosem mieszanym na cienkim cieście, wiemy nie od dziś. Życie wokół kebabowni kręci się jak niegdyś przy barach kawowych i piwnych. Tortille, pity i kapsalony wpisały się w polski krajobraz i kulturę, co świetnie oddał Krystian Nowak w swojej książce "Kebabistan". Nic więc dziwnego, że dla bohaterów "Chleba i soli" nowo otwarty lokal – Namid Kebab – stał się nie tylko biesiadownią, ale wręcz punktem odniesienia na mapie małomiasteczkowej nicości.

W zgraję osiedlowych cwaniaczków i napinaczy, dziewczyn ze sztucznymi rzęsami, na które mówi się per "dupka", wrzucony zostaje Tymek (Tymoteusz Bies). Przystojny blondyn z nieco rozregulowaną mimiką twarzy nie jest w tym środowisku nowy – wrócił na stare śmieci z Warszawy, gdzie uczęszcza do Akademii Muzycznej. Dla młodego pianisty wakacje w rodzinnej pipidówie mają być wyłącznie przystankiem; gdy lato się skończy, wyjeżdża na stypendium do Düsseldorfu. Otoczenie znane mu z przeszłości początkowo traktuje z wyższością odpowiednią każdemu słoikowi zachłyśniętemu stołecznym mirem. Jest przekonany, że odnalazł w życiu cel i wymaga, by wszyscy wokół również go posiadali – bez względu na to, czy rozmawia z nieco młodszym bratem Jackiem, czy udziela spontanicznej lekcji pianina jednemu z podopiecznych świetlicy prowadzonej przez swoją matkę. Tymczasem otoczenie ma "inne cele w życiu, inne plany i pragnienia". Tymek nie rozumie, że jego dawna miłość może chcieć założyć sklep konopny, a dziewczyna brata skończyć studia sportowe w dziurze zabitej dechami.

Damian Kocur w swoim pełnometrażowym debiucie nienagannie skomponował pejzaż zachowań ludzi wchodzących w dorosłość. Zrobił to z mniejszym polotem niż Dawid Nickel w "Ostatnim komersie", ale ze znacznie większą gracją niż Michał Marczak we "Wszystkich nieprzespanych nocach". "Chleb i sól" ogląda się jak fuzję tych dwóch tytułów, pozbawiony energii pierwszego i pretensjonalności drugiego, prowincjonalny coming-of-age. Na szczególne pochwały zasługuje casting, na pierwszym i drugim planie obsadzono naturszczyków, a autor "Nic nowego pod słońcem" ponownie udowodnił, że dobrze odnajduje się w pracy z nieprofesjonalnymi aktorami.

W warstwie fabularnej Kocur uniknął pustej dydaktyki i publicystyki o głupiej, zaściankowej "polskiej wsi"; postawił na przyglądanie się zjawiskom zamiast wyjaśniania ich. Pomysłów na prowadzenie narracji nie starcza jednak na długo. "Chleb i sól" momentami ogląda się jak zbiór niepowiązanych przyczynowo-skutkowo scen i sekwencji, każda z nich ma własny wstęp, rozwinięcie i zakończenie. Wiążą je tematy chętnie podnoszone przez rodzime kino, jak ksenofobia, alkoholizm czy brak perspektyw. To film o zjaranych ludziach dla zjaranych ludzi, w którym następujące co kilka minut cięcia pozwalają skupić uwagę na nowych detalach, a brak wyrazistego leitmotivu nie zmusza do podążania za wydarzeniami. Struktura oparta na powtarzających się rozmowach i scenkach rodzajowych nie służy zamkniętej całości, część wątków ginie lub zostaje wyjaśniona zbyt prosto, przez co dalszy bieg zdarzeń staje się przewidywalny, a zakończenie rozczarowująco patetyczne.

"Chleb i sól" prawdopodobnie lepiej sprawdziłby się jako kolejny z shortów, do których Damian Kocur ma smykałkę i udowadniał to już niejednokrotnie. W stuminutowym metrażu udało mu się zawrzeć kilka ciekawych pomysłów realizacyjnych (chociażby sceny freestylowania, a wśród nich te linijki: "Nigdy mnie nie złapie prokurator, prokuratura / Ja walę szczura / I wyglądam kurwa na lemura"), ale też klisz, jak choćby przy n-tym katowaniu chopinowskiego nokturna. Przed seansem wzięcie na tapet pamiętnej "Bitwy pod kebabem" z Ełku zapowiadało się zachęcająco, w filmie wydarzenia te nie wybrzmiewają jednak odpowiednio, a dramaturgia zostaje zaprzepaszczona szantażem emocjonalnym i rozpaczą nakręconą w zwolnionym tempie. Mimo że debiut reżysera jawi się jako zmarnowany potencjał, to Kocur z pewnością nieraz pokaże jeszcze pazur.
1 10
Moja ocena:
5
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
Damian Kocur, inaczej niż Andrzej Bursa, nie ma w dupie małych miasteczek. Przeciwnie, to właśnie w... czytaj więcej

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones