Recenzja filmu

Blue Highway (2013)
Kyle Smith
Kerry Bishé
Dillon Porter

Uchwyceni przejazdem

Odrywając się co jakiś czas od ekranów multipleksów i poświęcając kasowe tytuły na rzecz małych premier w kinach studyjnych, można trafić na prawdziwe perełki. Filmy, które wchodzą z widzem w
Odrywając się co jakiś czas od ekranów multipleksów i poświęcając kasowe tytuły na rzecz małych premier w kinach studyjnych, można trafić na prawdziwe perełki. Filmy, które wchodzą z widzem w niemal intymną relację, wpuszczają go do swojego świata, pokazując bohaterów i sytuacje, które są mu doskonale znane z autopsji. Dzięki takim obrazom, raz na jakiś czas możemy poczuć, że nie jesteśmy sami na tym świecie, bo gdzieś mieszkają ludzie, którzy myślą, mówią i mają takie same problemy jak my.

"Blue Highway" Kyle'a Smitha opowiada o samochodowej wycieczce Dillona (Dillon Porter) i Kerry (Kerry Bishé) do słonecznej Kalifornii, w której Dillon planuje zamieszkać. Dwójka przyjaciół przemierzając Stany Zjednoczone, robi przystanki by zobaczyć miejsca, w których kręcono ich ulubione filmy, jednocześnie pogłębiając swoją relację i odkrywając w sobie rzeczy, do których wcześniej nie byli w stanie się przyznać.

Choć szukanie filmowych odniesień stanowi istotny aspekt fabuły i jest najczęściej wykorzystywane w materiałach promocyjnych, to jest to w gruncie rzeczy historia relacji. W krótkim, bo zaledwie 70-minutowym filmie autor pokazuje nam wszystkie etapy związku – od zauroczenia przez pierwszy pocałunek do pierwszych kłótni i nieporozumień. Robi to w sposób tak subtelny, że mniej uważni widzowie mogą nawet nie zauważyć, o czym ten film opowiada. Warto przy tej okazji zaznaczyć, że z całą pewnością nie jest to produkcja dla wszystkich. "Blue Highway" jednych zrelaksuje, zaś innych niemiłosiernie wynudzi, bo jest to kino, które fabułę spycha na dalszy plan, na pierwszy wysuwając budowanie klimatu. Ta szczerość w braku aspiracji jest jednocześnie największą zaletą obrazu. Nie próbując być ani specjalnie rozrywkowy, ani głęboko refleksyjny dzieło Smitha pozostaje po prostu szczere i udaje mu się pokazać życie w całym jego bezsensie.

Najbardziej rzucającym się w oczy i wspomnianym już wcześniej aspektem filmu jest jego tempo. Bohaterowie nigdzie się nie spieszą, mają czas na podziwianie widoków, snucie opowieści ze swojego życia czy wymienianie uwag na temat napotykanych wydarzeń. Nie są to narracje zmierzające do konkretnych finałów, nie są też nastawione na wywoływanie jakichś określonych efektów, często bywają wręcz urywane i pozostawione bez puenty. Filmowi nie można odmówić swoistego uroku, który polega na zupełnym braku wymogów w stosunku do widza. Przedstawiony świat jest całkowicie otwarty i możemy się w niego zagłębić dając się ponieść falom spokoju lub uzupełnić go własnymi sensami.

"Blue Highway" to film bardzo lekki, ledwie muskający poruszane wątki, które są w nim bardzo ulotne. Po obejrzeniu go pozostaje w nas wrażenie uchwycenia czegoś, co było tylko chwilowe, złapania czegoś w przelocie. Dillon i Kerry zapraszają nas do swojego samochodu, odbywają z nami krótką podróż, a następnie rozstają się z nami, pozostawiając w nas świadomość, że ich życie nie kończy się wraz z pojawieniem się napisów końcowych. Tacy ludzie jak oni naprawdę istnieją i przeżywają swoje małe przygody. A my możemy się tylko cieszyć, że mieliśmy okazję spędzić z nimi, krótką, ale obfitującą w przyjemne wrażenia chwilę.
1 10 6
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
Kyle Smith w "Blue Highway" wymyka się kliszom konwencji kina drogi, przeglądając się w zwierciadle... czytaj więcej

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones