Recenzja filmu

Święty (2010)
Dick Maas
Bert Luppes

Jak to z Mikołajem było

Podczas półtoragodzinnego trwania tego filmu ani razu nie parsknęłam śmiechem, ani nie podskoczyłam ze strachu. Ponieważ od samego początku wiadomo, kto jest zabójcą, nie ma zaskoczenia, gdy
Legenda o Świętym Mikołaju jest powszechnie znana. Był to biskup z Miry, który słynął z czynienia cudów i pomaganiu biednym, co uczyniło go później pierwowzorem kochanego przez dzieci staruszka z białą brodą i czerwonym kubraku, który na Mikołajki i Boże Narodzenie rozdaje prezenty. A co jeśli wcale tak nie było i słynny święty był okrutnikiem, zabierającym biedakom wszystko co mieli i brutalnie zabijał tych, którzy dali mu za mało? Taką teorię promuje film holenderskiego reżysera Dicka Maasa - "Święty". 



Biskup Mikołaj (Huub Stapel) terroryzuje mieszkańców Amsterdamu, za co ci palą jego i jego ludzi żywcem. Okrutnik przed śmiercią przeklina ich. Od tej pory, co 42 lata, gdy w Mikołajki świeci księżyc w pełni, przybywa, aby nie dawać prezentów, ale mordować. Taki los spotyka rodzinę nastoletniego Goerta Hoekstra (Bert Luppes), któremu nikt nie chce wierzyć. Zostaje policjantem i gdy nadchodzi kolejna rocznica, rozpoczyna obchód ulic Amsterdamu, szukając upiora, dzięki czemu ratuje nastoletniego Franka (Egbert Jan Weeber), który ma teraz własne powody, aby zniszczyć potwornego Mikołaja.



"Święty" z założenia miał być horrorem i komedią. W moim odczuciu nie jest ani jednym, ani drugim. Jest to bliżej nieokreślone dzieło, którego akcja rozgrywa się w ciągu jednej nocy w Amsterdamie. Podczas półtoragodzinnego trwania tego filmu ani razu nie parsknęłam śmiechem, ani nie podskoczyłam ze strachu. Ponieważ od samego początku wiadomo, kto jest zabójcą, nie ma zaskoczenia, gdy padnie pierwszy trup. Później nie jest lepiej. Zbrodnie świętego ani nie są takie wymyślne, ani straszne, tym bardziej, że prawie zawsze wyręczają go spaleni słudzy (bardziej wkurzający, niż straszni).
 


Reszta obsady również nie zachwyca. Frank w wykonaniu Weebera to niesympatyczny drań, z którym właśnie zrywa dziewczyna, co niespecjalnie go zmartwiło (zwłaszcza, że i ona nie była z nim w porządku), bo już na oku ma kolejną pannę. Caro Lenssen jest nijaka i bardziej drewniana niż polano do kominka. Luppes zupełnie nie przekonuje jako policjant, który przecież całymi latami przygotowywał się na spotkanie z Mikołajem, a w ostateczności daje się tak łatwo zabić.



Mówiąc wprost, Dick Maas nie nakręcił filmu ani strasznego, ani śmiesznego, a jedynie słabego i nudnego. Tylko dwie sceny ogląda się z ciekawością: moment z początku filmu, kiedy Mikołaj stoi na kominie, a później jego szaleńczą ucieczkę konną przed wyjątkową nieudolną policją po dachach domów. Jednak te dwie sceny nie ocalą całej reszty. "Święty" będzie należał do raczej nietrafionych prezentów.
1 10
Moja ocena:
2
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
Większość z nas zna legendę o świętym Mikołaju - biskupie z Miry, który zasłynął swoimi dobrymi uczynkami... czytaj więcej

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones