Królewski absurd znowu atakuje

Netflix serwuje nam kolejną odsłonę przygód nierozgarniętej dziennikarki Amber, która dzięki dziwnemu splotowi wydarzeń zostaje królową fikcyjnego małego europejskiego królestwa. Lekka opowieść o
Netflix serwuje nam kolejną odsłonę przygód nierozgarniętej dziennikarki Amber, która dzięki dziwnemu splotowi wydarzeń zostaje królową fikcyjnego małego europejskiego królestwa. Lekka opowieść o miłości, rodzinie i intrydze ma być sposobem na spędzenie czasu w trakcie przedświątecznej gorączki.

"Świąteczny książę: Królewskie dziecko" w reżyserii Johna Schultza to trzecia cześć trylogii opowiadającej o nowojorskiej dziennikarce Amber Moore (w tej roli Rose McIver), która udaje się do fikcyjnego królestwa Aldovii mającego się rzekomo znajdować w Europie. Od czasu akcji poprzedniego filmu, "Świąteczny książę: Królewskie wesele", mija rok, Amber dzielnie sprawuje swoje obowiązki jako królowa Aldovii – ba, nawet przeczytała książkę o historii państwa, którego została władczynią! Amber i król Richard (w tej roli Ben Lamb) mają do spełnienia ostatnie zadanie jako władcy Aldovii zanim udadzą się na zasłużony urlop, podczas którego będą oczekiwać przyjścia na świat swojego pierwszego dziecka. Królewska para ma przyjąć oficjalną delegację z Królestwa Penglii, swojego najbliższego i najważniejszego sojusznika. Kiedy podczas uroczystej ceremonii okazuję się, że sześćsetletni traktat, symbol pokoju między dwoma narodami, zaginął, królestwu Aldovii zagraża wojna z Penglią. Sytuację komplikuje fakt, że ze względu na śnieżycę nikt nie mógł wejść ani wyjść z pałacu. Amber, mimo zaawansowanej ciąży, podejmuje się rozwiązania zagadki zaginionego traktatu.

Film zdecydowanie nie należy do grona ambitnych. Netflix celuje w mało wymagającą publiczność, która zadowoli się prostą intrygą i dosyć drewnianą grą aktorską. Osobno trzeba wspomnieć błędy merytoryczne, rzucające się w oczy szczególnie Europejczykom. Aldovia i Penglia są fikcyjnymi państwami, które według mapy pokazanej w filmie mają znajdować się gdzieś w Europie Środkowo-Wschodniej. Szczególnie kuje w oczy portret królewskiej pary z Penglii, mającej dalekowschodnie imiona, dalekowschodni wygląd oraz noszącej dalekowschodnie tradycyjne stroje. Takie dwa kraje nawet hipotetycznie nie mogłyby ze sobą sąsiadować.

Również absurdalne jest zachowanie Amber, która spędziwszy już dwa lata na dworze królewskim w Aldovii, dalej nie zna podstawowych zasad etykiety. Przykłady można mnożyć bez końca. Na uwagę zasługuje fatalne prowadzenie kamery oraz montaż, godny filmów weselnych z lat 90. Groteskowe i zbyt długie zbliżenia bohaterów, by pokazać ich zdziwienie (szczególnie, gdy dowiadują się, że traktat zaginął), sprawiają, że film wydaje się jeszcze bardziej kiczowaty, niż mogłoby to wynikać ze sztampowej fabuły. Największym pozytywem są piękne wnętrza i krajobrazy, które idealnie uzupełniają i komponują się w świąteczną atmosferę, odczuwalną przez każdą minutę filmu.

"Świąteczny książę: Królewskie wesele" to nie jest odpowiednia pozycja dla ludzi, którzy poszukują kina ambitnego, zmuszającego do refleksji. Jest to produkcja niewymagająca wysiłku intelektualnego, którą ogląda się na odstresowanie, po ciężkim dniu, których przecież pełno w okresie przedświątecznym. Oglądając ten film, trzeba mieć z tylu głowy, że jest on skierowany głównie do amerykańskiej publiczności, której np. nieścisłości geograficzne nie przeszkadzają.

Czy kiedy wybierałam tę pozycje, liczyłam na to, że będzie to coś, co znacząco wpłynie na moje życie i zmusi do refleksji? Nie. Czy film był dobrze zrealizowany, zarówno od strony merytorycznej, jak i aktorskiej? Nie. Czy losy rodziny królewskiej z Aldovii sprawiły, że chociaż na chwilę oderwałam się od szarej rzeczywistości, śmiejąc się z absurdu goniącego absurd? Zdecydowanie tak. A przecież o to właśnie chodzi w świątecznych filmach – by było lekko i przyjemnie.
1 10 6
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones