"Mad Max: Na drodze gniewu" miał być triumfalnym powrotem kultowego bohatera kina akcji lat 80. I choć obraz zdobył uznanie krytyków i widzów, to w napakowanym blockbusterami po brzegi roku 2015 jego box office'owe wyniki nie robią szczególnego wrażenia (370 mln dolarów). Czy zatem powstanie kontynuacja?
Ostatnio pytanie to zostało zadane jednej z gwiazd
"Na drodze gniewu".
Charlize Theron wydawała się zaskoczona tym, że proponowany sequel ma już tytuł -
"Mad Max: The Wasteland".
Co to jest Wasteland? – odpowiedziała pytaniem na pytanie. –
Pierwszy raz o tym słyszę. Wszystko wskazuje też na to, że
Theron nie ma kontraktu na udział w ewentualnej kontynuacji. Może to oznaczać trzy rzeczy. Po pierwsze
"The Wasteland" było jedynie pobożnym życzeniem
George'a Millera i typową gadką-szmatką o sequelach, co jest normą w wywiadach poprzedzających wejście dużego filmu do kin. Po drugie obraz powstanie, ale bez udziału
Theron. Możliwe, że plany kontynuacji powstawały w czasie, kiedy nikt jeszcze nie zdawał sobie sprawy z tego, jakie wrażenie na widzach zrobi Furiosa. Po trzecie
Theron zagra w filmie, ale rozmowy na temat szczegółów kontraktu dopiero się odbędą. W takim przypadku na film przyjdzie nam zapewne poczekać ładnych parę lat. Aktorka jest bowiem rozchwytywana i może nie mieć czasu i możliwości, by w miarę szybko wejść na plan
"The Wasteland".
Sytuacja z
Tomem Hardym jest inna. Aktor, godząc się na udział w
"Na drodze gniewu", podpisał kontrakt na występ w kolejnych trzech filmach cyklu. Oczywiście nie oznacza to, że Warner Bros. aż tyle historii o Szalonym Maksie wyprodukuje. Chodzi raczej o to, by mieć gwiazdę przy sobie. Jeśli kontynuacje dojdą do skutku, to
Hardy będzie zobowiązany pojawić się na planie nawet kosztem rezygnacji z innych projektów.