Relacja

WENECJA 2014: Dwie kobiety

autor: , /
https://www.filmweb.pl/article/WENECJA+2014%3A+Dwie+kobiety-107016
Tym razem Jakub Popielecki postawił w Wenecji na konkursowe "Hungry Hearts", w którym Adam Driver zmaga się z Albą Rohrwacher. Darek Arest z kolei obejrzał pokazywany na festiwalu czteroodcinkowy mini-serial HBO "Olive Kitteridge" z Frances McDormand w tytułowej roli.

Matka alternatywna ("Hungry Hearts", reż. Saverio Costanzo)

"Hungry Hearts" ma jedno z najbardziej mylących otwarć ostatnich lat. Nakręcone w jednym ujęciu przypadkowe spotkanie Amerykanina Jude’a (Adam Driver) i Włoszki Miny (Alba Rohrwacher) to niezwykle urocza scena rozpisana na dwoje świetnych aktorów, zatrzaśniętą toaletę i… problemy żołądkowe. Nijak nie przystaje ona jednak do reszty filmu, który w finale nabiera wręcz cech horroru.



Reżyser Saverio Costanzo startuje po jasnej stronie, a potem powoli, krok po kroku, sprowadza nas do piekła. Jude i Mina oczywiście zakochują się w sobie, dziewczyna oczywiście zachodzi w ciążę i para oczywiście bierze ślub, co opowiedziane jest w sekwencji dobrze znanych obrazków: seks – cięcie - kobieta siedząca na toalecie z testem ciążowym – cięcie – wesele. Kiedy na świat przychodzi dziecko – którego imienia nawet nie poznajemy – zaczynają się jednak problemy. Mina już przed porodem hołdowała nietypowym nawykom żywieniowym, teraz przerzuca je również na dziecko. Co więcej, nadopiekuńczość świeżo upieczonej matki osiąga absurdalne rozmiary: zakazuje ona używania przy niemowlaku telefonów, nie chce, by maluch opuszczał dom, unika kontaktu z lekarzami. Jude tymczasem zaczyna stopniowo wątpić w metody swojej żony.

"Hungry Hearts" mogłoby być próbą zmierzenia się z tematem alternatywnych metod wychowawczych. Mogłoby też być ciekawą analizą pewnego jednostkowego przypadku, wiwisekcją małżeńskiej próby sił, badaniem, gdzie leży margines empatii i kompromisu między partnerami. Ale reżyser nie próbuje oddać sprawiedliwości obu stronom tego sporu. Sympatia widzowska rozdzielona jest bardzo nierównomiernie i bardzo stereotypowo. Kobieta jest irracjonalna, enigmatyczna, europejska - obca. Mężczyzna zaś to amerykański "nasz chłopak". O ile motywacje Jude’a są dla nas jasne i oczywiste - chce jak najlepiej dla swojego dziecka - to Mona z minuty na minutę nabiera cech czarnego charakteru o mętnych priorytetach. W którymś momencie wyznaje, że wychowywała się bez matki i ma napięte relacje z ojcem, ale trudno nazwać to pogłębioną charakterystyką. Nie pomaga fakt, że jest ona zbiorem wszelkich "podejrzliwych" ideologii: weganizm, ezoteryka (wróżka przepowiedziała jej, że będzie miała wyjątkowego syna), choroba psychiczna. Brakuje jeszcze, żeby ćwiczyła jogę. CZYTAJ DALEJ


Nemezis domowego ogniska ("Olive Kitteridge", reż. Lisa Cholodenko)

Ciekawe czasy. Po czerwonym dywanie spacerują gwiazdy, uznani reżyserzy zapraszają na przedpremierowe pokazy, ale na tegorocznym festiwalu w Wenecji najgłębiej pooddychać dobrym kinem można było dotychczas oglądając na wielkim ekranie współczesną telewizję. Wyreżyserowany przez Lisę Cholodenko i napisany przez Jane Anderson nowy miniserial HBO to cztery odcinki układające się jedną, zwartą opowieść, odsłaniającą w kinie całą paletę zalet. Należy od razu też dopisać jeszcze jedno nazwisko, bo całkiem możliwe, że Frances McDormand zagrała tu rolę życia - jej bohaterka, tytułowa Olive Kitterige, to Frank Underwood małomiasteczkowego życia rodzinnego. Swoim upojnym cynizmem, celną złośliwością i miażdżącą bezpośredniością przypomina kataklizm, pochłaniający społeczne konwenanse, sąsiedzką życzliwość i każdy przejaw ludzkiej otwartości. Ognisko domowe, którym się opiekuje, płonie lodowatym ogniem piekielnym.



Początkowo wydaje się, że koncepcja serialu bazować będzie na tych dwóch elementach. Z jednej strony oparty na iluzji i fałszu świat amerykańskiego miasteczka, świat chronicznego niespełnienia, rozczarowania i wściekłości kipiącej pod pozorami codzienności. Taki, jak w serialowej wersji "Fargo", odbijający koszmary przedmieść z "Małych dzieci" Todda Fielda, czy "Drogi do szczęścia" Sama Mendesa. Głęboko nieszczęśliwi ludzie uśmiechają się tu do siebie, wymieniając na ulicy konwenanse, odgrywając bliskość i życie rodzinne, skrycie marząc o samobójstwie, wyładowując seksualną frustrację wikłając się w beznadziejne romanse. Drugim elementem jest bohaterka, która wchodzi w całe to towarzystwo kopniakiem, przy każdej okazji obnażając fałsz, traktując optymizm i życzliwość w kategoriach umysłowego upośledzenia. Olive pełni role klasycznego wariata walącego prawdę między oczy, ale zamiast patetycznej pozy proroka, przyjmuje przy tym obojętny wyraz twarzy, mówiący: oczywiście, że wasze skarłowaciałe życie nie ma sensu i jest napędzane przez niskie pobudki. Jest kosmitką wśród głęboko ograniczonych ludzi, którzy nie rozumieją nędzy życia. Choć szanuje ofiary depresji, sama nie zamierza się jej poddać, przywdziewając gruby pancerz, który oczywiście robi z niej emocjonalną inwalidkę.

Wytwarzane w ten sposób tarcie i ponury humor mogłyby dostarczyć materiału na klasyczny serial, powielający i przetwarzający z odcinka na odcinek te same schematy, ale "Olive..." idzie inną drogą. Podczas czterogodzinnego seansu opowiada historię rozciągającą się na przestrzeni 25 lat, robiąc skoki czasowe, pozwalając przeżywać bohaterom prywatne rewolucje i kapitulacje, doświadczyć starzenia i rozpadu każdego systemu wartości. Kronika życia rodzinnego oraz miłosnego Olive i jej męża zbudowana jest tak, by odbijała także życie otaczających ją ludzi: pogodnie głupich, bądź beznadziejnie nieszczęśliwych, ratujących się antydepresantami, wyzywającą podłością, desperacką namiętnością, wyczerpującą rutyną, albo transferując swoje potrzeby na dzieci i zwierzęta. Nerwice i traumy przekazywane są z pokolenia na pokolenia, w każdej generacji znajdzie się ktoś, kto wejdzie w buty dyżurnego wariata, cynika i poczciwego idioty. CZYTAJ DALEJ

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones