Wywiad

Rozmawiamy z Orlando von Einsiedelem o dokumencie "Virunga"

Filmweb / autor: /
https://www.filmweb.pl/article/Rozmawiamy+z+Orlando+von+Einsiedelem+o+dokumencie+%22Virunga%22-111020
"Jak mogę wam pomóc?" – zapytał Leonardo DiCaprio. "To naprawdę on?! Nie mogliśmy w to uwierzyć!" – opowiada dziś Orlando von Einsiedel. W realizację dokumentu o najstarszym afrykańskim Parku Narodowym Virunga zaangażowanych jest więcej głośnych nazwisk. Zapytany o swoje inspiracje reżyser wymienia "Avatara" Jamesa Camerona, a za zbudowanie znakomitej dramaturgii dziękuje Masahiro Hirakubo (który zmontował Danny’emu Boyle'owi "Trainspotting"). Nominowana do Oscara "Virunga" to dokument, który wciąga po uszy; przeczy stereotypom na temat Afryki i w konwencji rasowego thrillera opowiada o ludziach, którzy nie tracą nadziei w walce o swój świat – nieprzewidywalny, stawiający wyzwania, ciągle niszczony i uparcie odbudowywany. "To jedno z najpiękniejszych miejsc na ziemi" – nie bez powodu przekonuje von Einsiedel.



Anna Bielak: 21 kwietnia 2015 roku Virunga skończy dziewięćdziesiąt lat. To najstarszy Park Narodowy w Afryce. Jak się zmieniał przez ten czas?

Orlando von Einsiedel: Virunga to jedno z najbardziej zróżnicowanych biologicznie miejsc na ziemi. Park przez długi czas był przestrzenią największej na świecie koncentracji dużych ssaków lądowych. Doświadczył jednak niebywałych tragedii. Po ludobójczych walkach między plemionami Tutsi i Hutu w Rwandzie w 1996 roku w Kongo wybuchła pierwsza wojna domowa; dwa lata później druga, trwająca pięć lat. Oba te wydarzenia sprawiły, w granicach parku schronienia szukały tysiące uchodźców. Zaczęto w nim także prowadzić działania zbrojne, co naturalnie negatywnie odbiło się na populacji zwierząt. Kiedyś żyło tu dwadzieścia siedem tysięcy hipopotamów. Wraz z końcem wojny ich liczba spadła do trzystu pięćdziesięciu osobników! Park się jednak regeneruje i odradza, a ekipa, która w nim dziś pracuje, potrafi zdziałać niesamowite rzeczy. W Virundze rozwijane są też projekty mające na celu wsparcie lokalnych społeczności. Bogactwa naturalne, jakie oferuje park, mogą zostać wykorzystane do stworzenia nowych miejsc pracy. Kiedy park stanie się ostoją dla człowieka, bo praca w nim zapewni mu byt na co dzień, ludzie zaczną stawać w jego obronie. Przestaną szukać pomocy wśród kłusowników i rebeliantów. Virunga może zapewnić szczęśliwą i dostatnią przyszłość całemu regionowi.

AB: Ludzie przez lata niszczyli park, a teraz on będzie pomagał im stanąć na nogi? Bardzo ambitne, pozytywne, zaskakującego podejście.

OvE: Historia nauczyła zarządców parku, że jeśli chce się myśleć o przyszłości i podejmować długodystansowe decyzje, w pierwszej kolejności trzeba się uporać z problemami lokalnych społeczności. Nie można wybudować muru wokół parku i odseparować go od reszty świata. Takie myślenie do niczego nie doprowadzi.



AB: Jakie problemy mają dziś obywatele Kongo?


OvE: Wojna tocząca się przez dwie dekady sprawiła, że w kraju wciąż panuje ogromna bieda. Jeśli plan rozwijany w parku zostanie wprowadzony w życie, w ciągu kolejnych dziesięciu lat pojawi się w nim sto tysięcy nowych miejsc pracy. Turystyka zacznie kwitnąć. W Rwandzie zwiększa dochód narodowy o setki milionów dolarów rocznie. W Virundze drzemie ogromny potencjał. Problemem jest ropa naftowa, której wydobywanie na terenie parku może zaprzepaścić wszystkie plany aktywistów. Ropa się szybko skończy i tylko jeśli zostawi się Virungę w spokoju i nauczy korzystać z jej dóbr naturalnych, a nie je eksploatować, park zamieni się w naturalną kopalnię złota. Mówi się, że Kongo to jeden z najbogatszych krajów świata! (w którym mieszkają najbiedniejsi ludzie).

AB: Jak się wśród nich znalazłeś?

OvE: O Virundze, gorylach i wulkanach przeczytałem w gazecie, którą pewnego ranka przez przypadek wziąłem do ręki. Nigdy wcześniej nie słyszałem o tym miejscu, choć sporą część swojego życia spędziłem w Afryce. Artykuł opisywał strażników leśnych, którzy wierzą, że dzięki zaangażowaniu i pracy u podstaw Kongo upora się z powojennymi problemami. Uznałem, że ci ludzie mają niesamowicie optymistyczne podejście i stwierdziłem, że muszę ich poznać – pojechać do parku, a potem opowiedzieć światu ich historię. Kiedy znalazłem się na miejscu, odkryłem, że na dobrach naturalnych Virungi chce położyć łapę brytyjska korporacja SOCO International specjalizująca się m.in. w wydobywaniu ropy naftowej. Wisienką na torcie stał się wybuch kolejnej wojny (konflikt w prowincji Kiwu i Rebelia M23 w 2012 roku – przyp. red.). Historia zaczęła pęcznieć.



AB: Pozwoliłeś się jej poprowadzić, ale podobno jedną z Twoich głównych inspiracji w czasie pracy nad filmem był "Avatar" Jamesa Camerona

OvE: Bo czy historie w obu filmach nie są podobne?!

AB: Oczywiście, że są – wielkie korporacje usiłują zdewastować przyrodę w imię jednorazowych zysków. Staje im naprzeciw kilku idealistów gotowych zrobić wszystko, żeby ocalić swój dom i świat.

OvE: No właśnie! Możesz poruszyć najważniejszy i najbardziej palący temat na świecie, ale jeśli nie zrobisz tego w sposób, który przyciągnie uwagę – niczego nie osiągniesz; nic nie zakomunikujesz. Dokumenty muszą być ekscytujące! Kręcąc "Virungę", w tyle głowy miałem też "Zatokę delfinów" (dokument Louie'ego Psihoyosa nagrodzony Oscarem w 2010 roku – przyp. red.). Ale to przecież niemal heist-movie!

AB: Zmontowałeś "Virungę" wspólnie z Masahiro Hirakubo, specjalistą, który pracował z Dannym Boylem nad "Trainspotting". To dzięki niemu Twój dokument ogląda się jak rasowy thriller, a nie film z serii National Geographic?

OvE: Masahiro Hirakubo jest mistrzem w prowadzeniu filmowej narracji. Cały czas stara się przesuwać granice i eksperymentować z nowymi formami. Nie interesuje go rutynowe opowiadanie takich samych historii. Mnie zależało na tym, żeby "Virungę" oglądało się jak fabułę – dramat, thriller, kino sensacyjne. Czuliśmy, że dysponujemy wystarczającą ilością składników, by zbudować na ekranie historię, która będzie w stanie poruszyć w widzach wszystkie struny. Nie twierdzę, że to nie było wyzwanie, ale i nie boję się zderzać ze sobą na pozór niepasujących do siebie rzeczy. W swoich dokumentach staram się opowiadać pozytywne historie, choć nie ma dla nich dużo miejsca w ramówkach stacji telewizyjnych. Oczywiście często mierzę się z problemami i niesprawiedliwością na świecie. Stawiam je na świeczniku i analizuję. Media muszą się interesować rzeczami, o jakich zwykli śmiertelnicy  pewnie wolelibyśmy nie wiedzieć. Zawsze przy okazji takiej pracy spotykałem jednak ludzi pielęgnujących wielkie nadzieje. Mało kto o nich wspomina, ale mnie takie życiorysy interesują najbardziej. Chcę zmienić perspektywę i walczyć ze stereotypami. Afryka to…

AB: …bieda, głód i przemoc?

OvE: …to przepiękna natura, mnóstwo dzikich zwierząt i ludzie, którzy stają na rzęsach, poświęcając swoje życie dla spraw, o których nam nawet się nie śniło.



AB: W "Virundze" są nimi André Bauma, który zajmuje się górskimi gorylami, i Rodrigue Mugaruka Katembo, strażnik leśny walczący z kłusownictwem.

OvE: Obaj są prawdziwymi bohaterami; jednymi z najwspanialszych osób, jakie do tej pory spotkałem na tej planecie. To honorowi i odważni ludzie. André jest jedną z trzech osób na świecie, która zajmuje się opieką i wychowywaniem osieroconych goryli górskich. Jego praca jest niezwykła, a on sam ma w sobie niewiarygodnie dużo wyczucia. Charakter i styl życia André przeczy wszystkim stereotypom, jakie można mieć na temat mężczyzn z Kongo. Rodrigue stał się drugim bohaterem filmu, bo pracownicy SOCO próbowali go przekupić i skłonić do prowadzenia działań na szkodę parku. Kiedy jechałem do Kongo, spodziewałem się dostrzec kraj beznadziei. Dzięki ich obecności "Virunga" – dokument opowiadający o problemach, walce z korporacją i wojnie – jest przesycony pozytywnymi emocjami i nadzieją na lepsze jutro. Mam nadzieję, że kiedy oglądasz film, czujesz, że oni zawsze tam będą i staną w obronie parku, choćby stawiali na szali własne życie.


André Bauma
AB: Robi to też Mélanie Gouby, niezależna dziennikarka, która spotyka się z przedstawicielami SOCO. Dziewczyna kręci materiały ukrytą kamerą i prowadzi śledztwo na temat nielegalnych działań mających miejsce na terenie parku.

OvE: Mélanie dołączyła do zespołu mniej więcej pół roku po tym, jak zaangażowałem się w sprawę. Wspólnie ze strażnikami i lokalnymi aktywistami zaczęliśmy już prowadzić śledztwo. Nie wiem, jak Mélanie się o tym dowiedziała. Ze względu na środki ostrożności staraliśmy się zachować nasze działania w tajemnicy! Któregoś popołudnia podeszła do mnie i powiedziała, że zna kilka osób z SOCO, z którymi pewnie chciałbym porozmawiać. Jej bezpośredniość mnie zszokowała, ale uznałem, że warto zaryzykować – opowiedzieć jej o wszystkim i zapytać, czy chciałaby działać z nami. Od razu się zgodziła.

AB: Co nią kierowało?


OvE: Mélanie to niebywale odważna dziennikarka i pewnie na początku szukała po prostu ciekawego tematu. Historia o brytyjskiej firmie, która działa nielegalnie na terenie parku narodowego w Afryce, to rarytas. Wiem jednak, że zaangażowanie w sprawę bardzo zmieniło jej podejście. Zaczęła się osobiście przejmować tym, co się dzieje w Virundze. Park stał się dla niej czymś, o co zaczęła walczyć z przekonaniem, że inaczej nie można się zachować. Z wiadomych względów dziś już nie mieszka w Kongo, ale wówczas szybko się nauczyła, jak kręcić z ukrycia i bez wahania zaczęła rejestrować swoje spotkania z przedstawicielami SOCO. Wściekałem się, słysząc, co mówią.


Mélanie Gouby
AB: Żaden z nich nie miał oporów, by mówić, że natura go nie obchodzi i liczy się tylko szybko zarobiona, duża kasa, która popłynie wraz z ropą wydobywaną w parku. Wasze śledztwo stanęło im na drodze. Co na to zarząd SOCO?

OvE: Film stał się narzędziem, którego użyliśmy, żeby obronić park. Po drugie podczas kręcenia udało nam się zebrać dokumenty obciążające SOCO, ich kontrahentów i stronników. Po trzecie stworzyliśmy produkt, jaki udało nam się sprzedać na rynku międzynarodowym. Oświetliliśmy sprawę będącą w cieniu bardziej popularnych światowych konfliktów. Ten film jest jak krzyk, który dzięki nominacji do Oscara i dystrybucji w sieci Netflix, odbił się echem w kilkudziesięciu krajach na całym świecie. Dokument sprawił, że Virunga stała się sławna, a przez to działalność SOCO znacznie lepiej widoczna. Pewnych spraw nie da się już zamieść pod dywan. Niedawno SOCO publicznie zadeklarowało, że zawiesi działania na terenie parku. Trudno w to uwierzyć, ale sam fakt, że takie oświadczenie zostało wydane, dowodzi już pewnej zmiany. Nie dalej jak trzy tygodnie temu SOCO postanowiło też przeprowadzić niezależne wewnętrzne śledztwo dotykające kwestii łamania praw człowieka.

AB: Jaki stosunek do kwestii wydobywania ropy naftowej w parku ma rząd Kongo?

OvE: Generalnie rząd wspiera park, ale oczywiście znajdą się w nim politycy, którzy będą stali po stronie SOCO. Staramy się pokazywać film przedstawicielom rządów w różnych krajach. Kiedy kręci się dokumenty, zazwyczaj ma się wielkie ambicje, ale małe oczekiwania. Tym razem rezultaty nas przerosły. Film na specjalnych projekcjach oglądali biznesmeni i parlamentarzyści, widzieli go nawet Bill i Hillary Clintonowie!

AB: Filmem i sytuacją w parku zainteresował się nawet Leonardo DiCaprio – dziś jeden z producentów wykonawczych "Virungi".


OvE: Zaangażowanie Leonardo w projekt było ogromne! Promowaliśmy film wspólnie na eventach w Nowym Jorku i Los Angeles. DiCaprio mnóstwo twittował na temat filmu, a ma dziesięć milionów followersów! Jeden jego twitt ma globalny zasięg. Sądzę, że jego nazwisko zwróciło na nas uwagę mediów i przyciągnęło rzesze widzów, którzy w innym wypadku nie zainteresowałyby się dokumentem o gorylach i Kongo. DiCaprio zobaczył film dzięki przedstawicielowi Netflixa, po czym napisał do mnie i mojej producentki, Joanny (Natasegary). To naprawdę ten Leo DiCaprio? Nie mogliśmy w to uwierzyć! On uznał jednak, że poruszyliśmy ważny temat i zapytał, jak może nam pomóc? Dziś wydaje mi się, że od razu zauważył, że to, co dzieje się na terenie parku narodowego w Kongo, ma wymiar uniwersalny – w różnych zakątkach świata są podobne miejsca i analogiczne problemy. Nasz dokument to przykład, który dowodzi, że trudna sytuacja nie musi być sytuacją przegraną.

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones