Wywiad

Rozmawiamy z Lukasem Moodyssonem, twórcą "We Are The Best"

Filmweb / autor: /
https://www.filmweb.pl/article/Rozmawiamy+z+Lukasem+Moodyssonem%2C+tw%C3%B3rc%C4%85+%22We+Are+The+Best%22-107973
Twórca "Fucking Amal", "Kontenera" i "Mamuta" opowiedział nam o pracy nad "We Are The Best", swoim dzieciństwie, inspiracjach muzycznych i o tym, czy na pewno punk jest martwy. 


Lukas Moodysson
Piotr Czerkawski: Twój najnowszy film "We Are The Best" opowiada o grupie nastolatek, które  zakładają punkową kapelę. Co sądzisz osobiście o tego rodzaju muzyce i trafności hasła "Punk Is Not Dead"?

Lukas Moodysson: Nie chcę zabrzmieć zbyt metafizycznie, ale wydaje mi się, że to, co wartościowe, nigdy tak naprawdę nie umiera. Dobrzy ludzie żyją dalej w pamięci innych, a prawdziwa sztuka potrafi przetrwać sezonowe mody, gdy służy za źródło inspiracji coraz to nowym artystom. Wystarczy rzut oka na współczesną scenę muzyczną, by zobaczyć, że tak właśnie dzieje się z punkiem.

W jednym z wywiadów przyznałeś, że jesteś fanem rankingów, plebiscytów i katalogów. Czy byłbyś w stanie stworzyć listę swoich ulubionych filmów?

Chętnie robiłem takie rzeczy przed laty, ale potem zostałem reżyserem i automatycznie znienawidziłem wszystkie filmy, których nie nakręciłem ja sam. Nie zrozum mnie źle, prywatnie lubię niektórych twórców i utrzymuję z nimi relacje towarzyskie. Moimi wrogami stają się dopiero, gdy wejdą na plan.

Może mógłbyś więc opowiedzieć chociaż o swoich fascynacjach muzycznych?


Och, to o wiele łatwiejsze, bo nigdy nie nauczyłem się grać choćby jednego akordu na gitarze. W związku z tym między mną a muzykami nie ma mowy o niedomówieniach ani jakiejkolwiek rywalizacji. Lista moich inspiracji codziennie wygląda trochę inaczej, ale w momencie, w którym rozmawiamy, przedstawia się następująco: 1. The Cure, 2. Eminem, 3. Samaris (zespół z Islandii), 4. Rihanna, 5. Makthaverskan (kapela ze Szwecji), 6. Miley Cyrus, 7. Lykke Li, 8. Charles Mingus, 9. Madrugada (zwłaszcza gitarzysta Robert Burås, niech spoczywa w pokoju!), 10. Jan Sebastian Bach. Czasem dodaję do tej listy jeszcze Morriseya, ale akurat dziś nie mam na to nastroju.


"We Are The Best"
W "We Are The Best" przenosisz się w czasie do roku 1982, gdy miałeś 13 lat. Czy byłeś wówczas równie zbuntowany jak bohaterki Twojego filmu?

Pamiętam swoje dzieciństwo jako czas intensywnych doznań i skrajnych emocji. Życie potrafiło jednocześnie mnie wkurzać, zasmucać i wprawiać w euforię. Pod tym względem rzeczywiście przypominałem swoje bohaterki. Jeśli ktoś szukałby w "We Are The Best" ukrytych cech mnie samego, powinien przyjrzeć się przede wszystkim postaci Bobo.

"We Are The Best" nie jest Twoim pierwszym filmem o dojrzewaniu. Co sprawia, że ten temat wzbudza u Ciebie tak duże zainteresowanie?


Chodzi pewnie o to, że dorastające dzieciaki są najczęściej głupsze niż dorośli, a ja wciąż czuję się głupcem. Mówię tak o sobie, bo często zdaję sobie sprawę, że w ogóle nie rozumiem świata wokół mnie. Nie traktuję tego jednak jako wady. Uważam wręcz, że artysta powinien być naiwny, bo w ten sposób łatwiej zbliża się do prawdy o rzeczywistości.

Ciekawie byłoby zestawić Twój najnowszy film z debiutem, słynnym "Fucking Amal". W jaki sposób przez te wszystkie lata zmieniłeś swój sposób myślenia o dzieciństwie?


Na pewno jestem dziś mądrzejszy i mniej efekciarski niż dekadę temu. Wstyd się przyznać, bo nie ma nic gorszego niż ojciec, który kradnie twoje historie i czyni je elementem filmu, ale mocno zainspirowało mnie także podpatrywanie moich własnych dzieci.


"Fucking Amal"
Czy myślisz, że wkraczanie w dorosłość jest dziś dla nich mniej bolesne niż dla Ciebie przed laty?

Proces dojrzewania zawsze będzie pociągał za sobą ból. Współcześnie łagodzi go pewnie – zawdzięczana internetowi – łatwość, z jaką możesz nawiązywać kontakty z ludźmi, którzy podzielają twój światopogląd, zainteresowania, gust muzyczny bądź filmowy. Z drugiej jednak strony rozwój Facebooka czy Twittera ogranicza twoją prywatność i naraża na nieznany mojemu pokoleniu stres. Jak widać, sieć potrafi być jednocześnie wspaniała i bardzo niebezpieczna. Jej ciemniejsze strony ukazywałem już zresztą w filmie "Dziura w sercu".

Scenariusz "We Are The Best" oparłeś na komiksie, którego autorką jest Twoja żona. Czy łatwo było ci odcisnąć własne piętno na materiale stworzonym przez tak bliską osobę?

Wiem, że niektórzy wyznają zasadę "Przeciwieństwa się przyciągają", ale w naszym przypadku zawsze było zupełnie odwrotnie. Coco i ja mamy podobny temperament, gusta i wrażliwość. To wszystko potwierdziło się także przy pracy nad "We Are The Best". Czasem żartowaliśmy na planie, że uprawiamy kazirodztwo, bo przecież jesteśmy właściwie parą bliźniąt.

Świat punk rocka wydaje się raczej domeną mężczyzn. Czy właśnie dzięki Coco postanowiłeś spojrzeć na niego z punktu widzenia żeńskich bohaterek?

Początkowo w ogóle się nad tym nie zastanawiałem i zaakceptowałem jej pomysł instynktownie. Po pewnym czasie uświadomiłem sobie, że przyjmowałem już kobiecą perspektywę w takich filmach jak wspomniane "Fucking Amal" i "Lilja 4-ever", a więc zapewne nie jest to przypadek. Nigdy nie myślałem o sobie w ten sposób, ale najwidoczniej po prostu bardziej identyfikuję się z kobietami niż z mężczyznami.


"We Are The Best"
"We Are The Best" jest z pewnością pogodniejszy od wymienionych przez Ciebie tytułów. Co sprawiło, że akurat na tym etapie kariery zdecydowałeś się nakręcić film krzepiący i optymistyczny?

Zadziałało prawo kontrastu. Podczas pisania scenariusza byłem w depresji, więc postanowiłem wydźwignąć się z niej za sprawą stworzenia czegoś zabawnego. "We Are The Best" traktuję jako element terapii zaaplikowanej mi przez nieistniejącego psychoanalityka.

Bohaterki Twojego filmu przeżywają prawdziwą lekcję życia. Jak brzmi najważniejszy wniosek, który zapamiętają na przyszłość?

Bardzo prosto: nie ma nic bardziej orzeźwiającego niż ślina, którą ludzie plują ci w twarz.

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones