Relacja

CANNES 2022: Cristian Mungiu i Ali Abbasi – zewsząd widok jest brzydki

https://www.filmweb.pl/article/CANNES+2022%3A+Cristian+Mungiu+i+Ali+Abbasi+%E2%80%93+zewsz%C4%85d+widok+jest+brzydki-146573
CANNES 2022: Cristian Mungiu i Ali Abbasi – zewsząd widok jest brzydki
Festiwal w Cannes na półmetku. Daria Sienkiewicz ogląda konkursowy film laureata Złotej Palmy za "4 miesiące, 3 tygodnie, 2 dni", Cristiana Mungiu. Michał Walkiewicz wybrał się z kolei na rywalizujące o Palmę dzieło Alego Abassiego – twórcy świetnej "Granicy" i jednego z trojga arthouse’owych zawodników wagi ciężkiej, pracujących obecnie nad serialem "The Last of Us".  

Fragmenty recenzji obu filmów znajdziecie poniżej. 


***


recenzja filmu "Holy Spider", reż. Ali Abbasi



"Człowiek-Pająk z sąsiedztwa"
autor: Michał Walkiewicz 

Irańczyk Ali Abbasi może i lubi spacerować po żyznej glebie kina artystycznego. Może i lubi potrzymać kamerę na statywie, policzyć zmarszczki na czołach bohaterów, a montażystę wysłać na fajrant. Zanim jednak zdążymy powiedzieć "w tym subtelnym kinie kontemplacji najważniejsze są cisza i człowiek", obiegnie nas cztery razy i zdzieli przez głowę obuchem. Tak było w "Shelley", w której dramat o doświadczeniu imigracji zamieniał się naraz w horrorową jazdę bez trzymanki. Podobnie w "Granicy", gdzie cezurą oddzielającą kameralną opowieść o społecznym niedopasowaniu od mrocznej baśni był dziki seks pary trolli (nie z internetu, tylko z nordyckiej mitologii). W "Holy Spider" – thrillerze o seryjnym mordercy kobiet i tropiącej go dziennikarce – jest takich zmyłek na pęczki. 


Już sam początek, gdy podglądamy codzienną rutynę pracownicy seksualnej z miasta Meszhed, sugeruje raczej coś na kształt cinema verite w wydaniu ekstremalnym – zwłaszcza że, jak gdyby nigdy nic, Abbasi raczy nas naturalistyczną sceną fellatio. Kiedy jednak kobieta zostaje brutalnie uduszona przez swojego klienta, wkraczamy na teren kryminału czarnego jak smoła. Jest przemykający w cieniu potwór, jest depcząca mu po piętach, szlachetna bohaterka Rahimi (Zar Amir Ebrahimi). Rozpoczyna się gra w kotka i myszkę, a w zasadzie – w myszkę i stado wściekłych kocurów, gdyż Rahimi będzie odbijać się od patriarchatu jak od betonowej ściany. Podstawą tekstu są prawdziwe wydarzenia – casus Saeeda Hanaiego, mordercy szesnastu kobiet, który w 2001 roku stał się ludowym bohaterem ekstremalnych islamistów, po tym jak "oczyścił" święte miasto z brudu i moralnej pleśni. Abbasi nie czyni z jego tożsamości tajemnicy; w równoległych wątkach podążamy śladami Rahimi oraz Saeeda (Mehdi Bajestani), statecznego ojca i męża, który za dnia pracuje na rzecz lokalnej społeczności, a po zmroku dusi kobiety w imię Allaha. 

W początkowych partiach filmu Abassi skupia się przede wszystkim na dreptaniu śladami klasyków gatunku, od Schradera po Finchera. Opresyjną rzeczywistość wznosi na zaskakująco skromnych fundamentach, ogranicza ją do kilku zamglonych ulic, paru zatęchłych mieszkań i klaustrofobicznego pokoju hotelowego. Nie nazwałbym tego dekonstrukcją konwencji, to raczej jej destylat, ale koniec końców liczy się efekt: Meszhed to komórka pod schodami, do której ktoś upchnął całą zgniliznę świata. Z czasem oczywiście reżyser odsłania karty i skalę swoich ambicji. Rahimi, w dość klasycznym gatunkowym rozdaniu, jest wolnym elektronem, zahartowaną rebeliantką, która wypadła z łask szefów; a już w mniej klasycznym – została zwolniona za odrzucenie awansów jednego z nich. Morderca natomiast okazuje się weteranem wojny z Irakiem, co ma znaczenie w mikroskali (Saeed, który nie dostąpił zaszczytu męczennictwa, żywi do siebie odrazę) oraz w szerszym, politycznym planie (jego służba staje się lewarkiem w rękach obrony). Gdy w drugiej części filmu przenosimy się na salę sądową, Abbasi bierze na cel cały teokratyczny system i kataloguje wszystkie narzędzia tortur: od spontanicznej, społecznej presji po systemową, wtórną wiktymizację.

Całą recenzję filmu "Holy Spider" można przeczytać na karcie filmu TUTAJ.

***


recenzja filmu "R.M.N", rez. Cristian Mungiu



"Folwark zwierzęcy"
autorka: Daria Sienkiewicz

Pierwsze sceny nowego filmu Cristiana Mungiu raczej nie zaskoczą fanów jego twórczości – w mieście czy na wsi, w trakcie rozliczenia z bolesną historią swojego kraju czy w aktualnym dyskursie kina "migracyjnego", autor "4 miesięcy, 3 tygodni i 2 dni" jawi się przede wszystkim jako uważny obserwator życia społecznego. Tym razem jednak mistrz filmowego mimetyzmu puszcza wodze fantazji, filtrując historię przez konwencję realizmu magicznego. Chłopca wróżącego tragiczną przyszłość oraz szykujące rewolucję niedźwiedzie rodem z surrealistycznego koszmaru Mungiu wyposaża w romantyczne "czucie". Da się wyczuć nadchodzącą apokalipsę.  

Już na początku filmu reżyser wprowadza nas w rzeczywistość pełną niedopowiedzeń i tajemnic. Ośmioletni Rudi idzie do szkoły przez las, gdy nagle spostrzega coś, co wprawia go w śmiertelne przerażenie. W wyniku traumatycznego zdarzenia chłopiec przestaje mówić. Kogo lub co spotkał Rudi na leśnej ścieżce? Karty odsłaniane są powoli, a w międzyczasie poznajemy ojca chłopca – Matthiasa, pracującego w Niemczech emigranta. Gdy na kilka dni przed Bożym Narodzeniem bohater traci posadę, bez zapowiedzi wraca do rodzinnego miasta. Wkrótce będzie świadkiem całkowitej społecznej dezintegracji, ale póki co – kręci się po okolicy i obserwuje, pod jakim kątem zderzają się atomy.  


W małej górskiej wiosce, w pozornej zgodzie i pokoju, żyją ze sobą Węgrzy, Niemcy i Rumuni. Wszyscy dobrze się tutaj znają – mieszkańcy codziennie widują się w kościele, wyświadczają sobie drobne przysługi i wspierają lokalny biznes, od lat kupując chleb w piekarni, którą zarządza była partnerka Matthiasa, Csilla. Jak się jednak okazuje, im szczelniej zamknięta społeczność, tym bardziej skomplikowane relacje. To ciekawa partia filmu. Mungiu subtelnie drwi z genderowych stereotypów, zrywa z bohaterów etykietki w rodzaju "kobiet niezależnych" i "prawdziwych mężczyzn", śmieje się z najróżniejszych romantycznych niedopasowań. Muzycznie uzdolniona Csilla jest wegetarianką, nie narzeka również na brak dobrze płatnej pracy. Gdy do miasta wraca bezrobotny i skłonny do agresji Matthias, w kobiecie odżywają jednak dawne uczucia.

Nastroje w mieście drastycznie zmieniają się, gdy do pracy w transylwańskiej fabryce pieczywa przyjeżdżają imigranci ze Sri Lanki. Irracjonalny lęk przed obcymi powoli się rozprzestrzenia, a przybysze szybko stają się ofiarami dyskryminacji. Węgrzy, Rumuni i Niemcy nagle zaczynają grać do tej samej bramki, a zabobony i uprzedzenia odbierają im resztki rozumu. Z ludzi wychodzi dzika ksenofobiczna zwierzyna, ofiarami polowania padają nawet sąsiedzi. Mungiu tymczasem podkręca napięcie, opowiadając o społecznym klinczu poprzez ciągłą, dramaturgiczną eskalację. Puszcza nam również oczko, umieszczając w jednej ze scen znak "Uwaga na dzikie zwierzęta". Jak się okazuje, bohaterowie nie powinni bać się włochatych niedźwiedzi, ale przede wszystkim siebie samych.

Całą recenzję filmu "R.M.N." można przeczytać na karcie filmu TUTAJ.

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones