Relacja

CANNES 2013: W poszukiwaniu miliona dolarów i sensu życia wampirów

autor: /
https://www.filmweb.pl/article/CANNES+2013%3A+W+poszukiwaniu+miliona+dolar%C3%B3w+i+sensu+%C5%BCycia+wampir%C3%B3w-96014
66. Festiwal Filmowy w Cannes wielkimi krokami zbliża się do końca. W sobotę poznamy werdykt jury, któremu przewodniczy Steven Spielberg. O uznanie walczą m.in. "Nebraska" – najnowszy film Alexandra Payne'a oraz "Only Lovers Left Alive" Jima Jarmuscha, który to obraz w ostatniej chwili dołączył do rywalizacji o Złotą Palmę.

Ostatnia podróż

Alexander Payne powraca z filmem, który spokojnie mógłby posłużyć za wzór kina niezależnego. "Nebraska" zawiera w sobie wszystkie wady jak i zalety gatunku. Payne jest jednak na tyle sprawnym bajarzem, że nawet jeśli fabularnie niczym nie zaskakuje, to i tak jego historii chce się słuchać. Ma bowiem ten rzadki dar zaciekawiania odbiorcy.

Głównymi bohaterami filmu są Woody i David, ojciec i syn. Woody jest już nieco zniedołężniałym starcem, który ubzdurał sobie, że otrzymany spam jest gwarancją wygranej w wysokości miliona dolarów. Uparł się nagrodę odebrać osobiście, a że nie ma samochodu, zamierza przejść na piechotę z Montany do Nebraski. David ma już dość zbierania go z pobocza czy biura szeryfa, więc postanawia zawieść go do Nebraski, by na miejscu przekonał się, że nic nie wygrał. Po drodze zatrzymają się na weekend u rodziny Woody'ego.

Jak napisałem powyżej "Nebraska" jest podręcznikowym przykładem niezależnego kina drogi. Jest tu wszystko, co tego rodzaju film musi mieć, począwszy od sympatycznych ale nieco dziwacznych bohaterów, przez tajemnice z przeszłości, które zostaną ujawnione, po ciepły, nieco ironiczny humor. Galeria postaci, a nawet kolejne zwroty akcji nikogo nie zaskoczą. "Nebraska" powinna więc nudzić i rozczarowywać swoją wtórnością. Tak się jednak nie dzieje. Całą zasługę można przypisać reżyserowi. Payne ma naprawdę niespotykany dar snucia opowieści. Tempo narracji, to, na czym skupia swoją i naszą uwagę, wszystko to sprawia, że zostajemy schwytani w delikatną sieć ludzkiego życia. W "Nebrasce" liczy się nie tylko to, co zostaje pokazane i powiedziane, ale też to, co jedynie sugerują spojrzenia lub co pozostaje ukryte w milczeniu. Widz może się poczuć trochę jak poszukiwacz złota przesiewający rzeczny piasek: trzeba być naprawdę bacznym obserwatorem, by wyłapać wszystkie bezcenne drobiny zawarte w opowieści. Kiedy jednak uda się je dostrzec, satysfakcja jest w pełni gwarantowana.

Oczywiście reżyser miał ułatwioną pracę, a to za sprawą dobrze dobranej obsady. Bruce Dern świetnie sprawdził się w roli upartego staruszka, który musi zaakceptować świadomość tego, że przepił swoje życie. Jego podróż jest przede wszystkim motywowana wyrzutami sumienia. Te zaś zrodziły się ze świadomości, że jego życie dobiega końca. "Nebraska" jest tak naprawdę opowieścią o rozliczaniu się ze swoich decyzji. Dern w bardzo zdyscyplinowany sposób, bez efekciarstwa i tanich aktorskich sztuczek, potrafił przekazać całe bogactwo sprzecznych emocji targających bohaterem. Jego przeciwieństwem jest June Squibb, której rola jest o wiele bardziej widowiskowa, pełna ciętych ripost, jakie przypadną do gustu wszystkim fanom słownego humoru.

"Nebraska" nie jest Wielkim Kinem, ale należy do tego rodzaju filmów, które podbijają serce widzów swoją prostotą. Magia wielkiego ekranu czasem kryje się w drobnostkach. A Payne jest mistrzem w ich kolekcjonowaniu i prezentowaniu.

Wieczność i jeden dzień na Ziemi


Detroit. Miasto-symbol ekonomicznego kryzysu w Stanach Zjednoczonych.  Kiedyś przemysłowa metropolia, dziś bankrut, pełen straszących pustostanami dzielnic fabrycznych. I to właśnie tu umieścił akcję swojej najnowszej fabuły Jim Jarmusch.

Detroit staje się miejscem egzystencjalnego dramatu bohaterów, którzy od wieków przemierzają Ziemię. Adam i Ewa są wampirami. Ewa jakoś sobie radzi z terrorem czasu. Adam popada w depresję, po raz kolejny czując się rozczarowany stanem cywilizacji zombie (jak nazywa zwyczajnych ludzi). Tym, co trzyma go przy życiu, jest miłość do Ewy oraz uwielbienie muzyki i (w mniejszym stopniu) nauki. Jednak depresja pogłębia się, więc Ewa musi wziąć sprawy w swoje ręce, jeśli nie chce utracić miłości swego wielowiekowego życia.

"Only Lovers Left Alive" nie jest typową historią o wampirach. Fani paranormalnych romansów i tanich horrorów klasy B mogą się na filmie nie odnaleźć. Jarmusch stworzył ponury dramat egzystencjalny, w którym świat jawi się jako pasmo niekończącej się udręki. Ale jednocześnie to właśnie ten ból, ciągły kryzys są źródłem rozwoju cywilizacji. Wszystkie zdobycze artystyczne, rozwój technologiczny, są możliwe wyłącznie na granicy światów, w ciągłym zmaganiu się z materią istnienia. A zatem choć Jarmusch zaprowadził nas do epicentrum depresji, jednocześnie daje widzom (a przede wszystkim mieszkańcom Detroit) nadzieję na lepsze jutro. "Only Lovers Left Alive" pokazują bowiem wielowiekową perspektywę ,przypominając w ten sposób, że po każdym upadku ludzkość się podnosi. Trzeba po prostu przetrwać.

Fani Jarmuscha nie powinni czuć się zawiedzeni. Film jest produkcją estetycznie wysmakowaną. Reżyser jak tylko może wykorzystuje fotogeniczność swoich aktorów. Wiele z ujęć zachwyca kompozycją i pomysłowością, jak choćby sposób pokazania reakcji bohaterów na konsumpcję krwi. Film można też traktować jako formę promocji muzycznych eksperymentów Jarmuscha. Ścieżka dźwiękowa jest bowiem efektem kontynuacji współpracy reżysera i jego zespołu Sqürl z Jozefem van Wissem. Kompozycje budują gęstą, mroczną i niepokojącą atmosferę, a jednocześnie bardzo łatwo uzależniają tak, że chce się ich słuchać w nieskończoność. Za ich sprawą bohaterowie wydają się być osaczeni, zaplątani w emocjonalną sieć niszczącą czystość ich spojrzenia na świat.

Jarmusch po raz kolejny zapełnił film gwiazdami kina, wśród których znalazło się oczywiście miejsce dla jego ulubieńców Tildy Swinton i Johna Hurta. Jednak tym razem aktorom przypadło w udziale trochę niewdzięczne zadanie. Role bowiem, choć intrygujące, nie są zbyt widowiskowe. W efekcie trudno udowodnić tezę  o tym, jak dobrze grają, ponieważ nie ma scen, które wybijałyby się ponad resztę. Co samo w sobie jest już sztuką. W dzisiejszych czasach rola wampira należy do najbardziej efekciarskich jakie tylko można sobie wyobrazić. Niemniej jednak, kiedy film się kończy, widz pozostaje z wrażeniem obcowania z bardzo satysfakcjonującym dziełem. I oto właśnie chodzi.

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones